Jak odbierasz muzykę? Na co zwracasz uwagę pomijając aspekty brzmieniowe?

Zaczęty przez kangie, Luty 09, 2022, 11:33

Poprzedni wątek - Następny wątek

kangie

Jasne, nie ma problemu. Ja dzisiaj nie dałem rady dokończyć myśli i skupić się na pisaniu. Zawsze można wrócić.

Ja mam podobnie - im smutniejsza muzyka, tym czuję się lepiej. Im weselsza, tym częściej sięgam do pokrętła potencjometru i zwyczajnie ściszam.

"Piosenka dla zmarłej" muz. Czesław Niemen, słowa Jarosław Iwaszkiewicz.



Smutne, smutne, potem jest chwilowy optymizm. Po wysłuchaniu czuję naładowanie emocjonalne. Dla wielu ludzi ten utwór jest nie do przebrnięcia. Jeszcze 8-10 lat temu wyłączałem po 30 sekundach.
Life is too short for boring HiFi.

Pboczek

Temat nie popularny, bo co tu napisać żeby nie wpaść w banał lub nie zejść na techniczo-muzyczne opisy o ile ktoś to potrafi.

Ja zasadniczo lubię taką muzykę, która mi się podoba, a podoba mi się prawie wszystko. :D

No dobra. Muzykę odbieram trochę jako ciągłość. Słucham różnych stylów, charakterów i lubię spędzać przy niej czas, kiedy myśli dostają swojego rytmu i kiedy zatrzymują się na dźwięku, partii, utworze. Czasami po całości, czasami fragmentach. 
Focal MiniUtopia + Line Magnetic 805IA + Lehmann Decade + Oracle Delphi MKI + SME 3009II + Goldring Elite

nosferartur

Odwiedziła nas jakiś czas temu szkolna przyjaciółka mojej żony. Ciężko nas odwiedzać co niedziela, bo mieszkamy daleko. Któregoś dnia przyniosłem do domu właśnie zakupioną płytę i trochę dobrego wina. Z kuchni, która pełni, nie mam zielonego pojęcia dlaczego, rolę liwingu (wszyscy tam od razu włażą i siedzą, czasami bardzo utrudniając działanie) dobrze słychać co jest grane tam gdzie zwykłem słuchać, ale mnie nie widać. Gdy na nowej płycie nie poprzestałem i przez ponad godzinę nie pokazałem się, dziewczyna przyszła w odwiedziny. Jakież było jej zdziwienie, gdy zobaczyła mnie siedzącego w fotelu i słuchającego muzyki. Tak po prostu siedzącego i słuchającego. Tak się nie słucha, bo trzeba mieć w łapach kostkę Rubika, książkę, albo chociaż smartfona, czy innego ajpada, a najlepiej telewizor między głośnikami, który prezentowałby atrakcyjne obrazy. Ja odbieram muzykę całą jej zrozumiałą dla mnie pełnią. Jestem piekielnie skupiony. Inne słuchanie nie ma w ogóle sensu. Żadnego przypadkowego zaśmiecania eteru podczas pracy, jazdy rowerem, czy wykonywania innych życiowych obowiązków (co przekłada się również i na ich jakość). Nie jestem w stanie oddzielić aspektów brzmieniowych od innych. Tak samo ważna jest dla mnie jakość prezentacji oferowana przez sprzęt, dobrze ustawioną wkładkę, sposób wyprodukowania płyty, akustykę sali koncertowej, czy sposób wykonania właśnie słuchanego utworu. Gdy nie traktuje się muzyki jak melodyjki z zegareczka, czy komóreczki to wszystko słychać. Odkąd żona oświeciła mnie jak korzystać z zapisu nutowego słuchanie staje się dla mnie przyjemnością o wiele bardziej intelektualną niż emocjonalną. Ale by nie było, że nadymam się jak pyta kupidyna, tańczyłem (czasem jeszcze to robię z lepszym bądź gorszym skutkiem) wszystko od brejkdensa przez cyrtaki po argentyńskie tango, więc lubię sobie czasem tupnąć nóżką, a rzeczy przypominane przez Merlina 1973 dobrze pamiętam. Jestem jednak umiarkowanie sentymentalny. Z muzyką jest jak z winem z każdym rokiem coś innego. Stare roczniki są bardzo cenne, ale lekki ból głowy po beaujolais primeur to też nie problem. Ponieważ matka nauczyła mnie czytać, a ojciec pić, lubię mieć pewną świadomość tego z czym obcuję, a i zaskoczenia miewają wtedy inny smak. Jeżeli coś jest nie do końca oczywiste to lepiej, na dłużej wystarczy. Jeżeli coś razi natychmiastowo no cóż rzadziej będzie słuchane, by nie wylądowało na półce na którą przez lata nie sięgnę.
Zu Audio Druid, Zu Audio Mini Method sub, monobloki Antique Sound Lab AQ-1006(845), Hattor Audio Passive Preamplifier, Bel Canto CD 2, Sonore MicroRendu, Musical Paradise MP-D2 dac, gramofon Michell Gyro Dec + SME 309 + Benz Micro Glider SL , pre gramofonowe Gennett by Stanisław Dinter MC 100% lampy, Otari MX 5050 B2HD.

sonus_fan


il cattivo

Podobnie jak nosferartur, nie praktykuję słuchania muzyki "przy okazji". Do tego celu włączam radio, które sobie coś tam gra w tle.
Nigdy nie słuchałem muzyki ze smartfona czy innych urządzeń na słuchawkach jadąc autobusem czy rowerem do pracy. W pracy zdarzy mi się odpalić bandcampa, ale tylko w dni, kiedy kompletnie nic się nie dzieje i mogę skupić się na chłonięciu dźwięków. W samochodzie również tylko radio, bo należy skupić się na innych rzeczach, niż emocje towarzyszące muzyce.
W przeciwieństwie do Łukasza bardzo lubię słuchać albumów, których nie znam i z niecierpliwością czekam, czym mogą mnie zaskoczyć. Co oczywiście nie wyklucza faktu, że również znane rzeczy potrafią nieraz pokazać zupełnie nowe oblicze w zależności od nastroju czy przy okazji zmian w sprzęcie. W przypadku znanych sobie dzieł, podobnie jak Łukasz, wyczekuję ulubionych fragmentów.

Poziom fascynacji muzyką dzieli się u mnie na trzy stopnie:
-nóżka chodzi, głowa buja - ogólnie jestem osobą niechętnie podejmującą aktywność taneczną, więc jeśli coś mnie rozbuja to znaczy, że jest dobrze!
-ciary na plecach, zimne poty - tu już muzyka musi wejść w ośrodkowy układ nerwowy.
-niekontrolowana potliwość oczu - to są utwory, które dotykają bezpośrednio mojego ducha i wrażliwości, to niezwykle intymne momenty. Taka muzyka zostaje ze mną na zawsze.

kangie

Life is too short for boring HiFi.

MarkN

Ciekawy temat! Napisałem na AS rozprawkę o tym co wpływa na 'jakość' odbioru muzyki w kontekście jazzu, ale to dotyczy w zasadzie każdego gatunku. Co wpływa na słuchacza? Przede wszystkim 'ton' artysty i jego 'time, oraz feeling wykonawcy, jako chyba najważniejszy czynnik, ponieważ feeling ze sceny oddziałowuje bezpośrednio na feeling słuchacza. Poniżej część tematu, który poruszyłem. Nie wiedziałem panowie, że tak fajne sprawy tutaj poruszacie - naprawdę jest o czym dyskutować.

Podczas słuchania muzyki, poza czynnikami głośności i intensywności, jakie elementy są dla słuchacza kluczowe w odbieraniu muzyki? Oprócz melodii i ewentualnie harmonii, w zależności od granej muzyki, na słuchacza wpływają jeszcze dwa inne bardzo ważne aspekty. Tymi aspektami są ton i poczucie czasu, czyli tzw. 'time feeling'. Dotyczy to głównie improwizacji, która jest przecież jednym z kluczowych elementów jazzu w całym jego szerokim rozumieniu.

W jazzie, sama kompozycja nie jest aż tak istotna jak to, co można z tą kompozycją zrobić - liczy się przede wszystkim wykonanie i ekspresja. Te dwa wspomniane elementy (czas i ton), są elementami kluczowymi dla rozpoznania stylu i osobowości muzycznej danego jazzmana. W jazzie, gdyby na przykład każdemu saksofoniście dać tak samo brzmiący model saksofonu, dać do zagrania te same nuty w jednym i tym samym kontekście, to sprawne i osłuchane ucho od razu wyłapie różnice i określi w punkt i na sto procent czy w danym momencie gra Sonny Rollins czy John Coltrane czy Wayne Shorter...

Pierwsze wrażenie jakiego słuchacz doznaje, to dżwięk instrumentu - ten dżwięk, to jest tzw. ton, który wydobyty z instrumentu jest jednocześnie 'głosem' czy też 'przedłużeniem głosu' artysty wyrażającym jego osobowość. To dlatego m.in. instrumentaliści podchodzący poważnie i profesjonalnie do swojej sztuki poświęcają ogrom czasu na naukę kontrolowania jakości dżwięku i własnego 'tonu'. Własny, rozpoznawalny ton, to jest coś, o czym marzy i do którego perfekcji dąży każdy szanujący się muzyk jazzowy. W efekcie, poprzez ton, 'widzimy' i rozpoznajemy muzyka, nie widząc go fizycznie, a jedynie słuchając. O ile w muzyce wokalnej, rockowej i pop-przebojowej jest stosunkowo łatwo rozpoznać w ciemno wykonawcę, tak w jazzie instrumentalnym jest to rzecz niebywale ciężka, a żeby się o tym przekonać jak jest ciężko, można sobie przecież zrobić samemu, we własnym zakresie, blind test na rozpoznawalność na przykład saksofonistów...

Po tonie, a właściwie równolegle z tonem, mamy timing czy też może lepiej powiedzieć - 'time feeling'. 'Time feeling' jest kolejnym kluczowym elementem określającym koncepcję i charakter gry muzyka jazzowego, zresztą nie tylko jazzowego, ponieważ ten feel czasu dotyczy praktycznie każdego człowieka, niekoniecznie związanego z muzyką. Sposób w jaki muzyk frazuje i operuje czasem jest jeszcze w większym stopniu odkrywczy dla słuchacza niż sama zawartość melodyczna i harmoniczna piosenki. Time i feel artysty przenosi się na słuchacza i powoduje, że coś nam wchodzi pod skórę i zostaje z nami, albo w ogóle do nas nie dociera. Więc obok melodii i harmonii, mamy timing i ton - te dwa elementy są kolejnymi bardzo ważnymi nośnikami i zarazem przekażnikami oraz wskazówkami tego co nam się podoba w muzyce, chociaż trzeba powiedzieć, że o ile 'time' i ton są wszechobecne i kluczowe dla muzyka i wyrobionego słuchacza praktycznie w każdym stylu, tak sama melodia jak i harmonie niekoniecznie muszą się w tym odnależć. Na przykład w  stylu free-awangardowym, niejednokrotnie zarówno i melodia jak i harmonie mogą być albo nieobecne, albo do tego stopnia zminimalizowane, że praktycznie nieistotne.

W słynnej, przełomowej pracy Gunthera Schullera 'Early Jazz', autor opisuje ewolucję wybranych elementów jazzu, a szczególnie przygląda się kluczowemu elementowi i wydawałoby się podstawowemu aspektowi jazzowemu jakim jest swing. Jedną z ważnych kwestii, na którą autor wskazuje (zresztą nie tylko on, ponieważ JEB też o tym wspominał w swoich publikacjach), jest to, że w jazzie drugi i czwarty 'beat' taktu 4/4 osiąga równość czy też nawet prymat z innymi uderzeniami taktu. Stoi to w kontraście, lub posługując się nomenklaturą muzyczną, 'w kontrapunkcie', do większości tradycji muzycznych, zwłaszcza w kulturach zachodnich, gdzie 4/4 jest praktycznie 'standardem', w którym pierwszy beat ma pierwszeństwo czy też jest uprzywilejowany w stosunku do pozostałych uderzeń.

Swing, najprościej rzecz ujmując, to 1 2 3 4 , gdzie 2 i 4 są swingującymi bitami i o tym wie każdy jazzowy czy też świadomy muzyk, i jak się domyślam, każdy świadomy i wyrobiony słuchacz. Dla określenia intensywności rytmu i feelingu stosuje się kolejne kluczowe słowo jakim jest 'groove'. Tak, 'groove' oznacza tyle samo, co poczucie rytmicznego pędu w czasie - w języku jazzowym, 'groove' jest najbardziej 'widoczny' gdy zachowany jest podział 'ósemkowy'. 'Ósemki' są głównym wyznacznikiem jazzowego timingu - podobnie jak cent w stosunku do dolara, albo grosz w stosunku do złotego. Chociaż nie gra się cały czas ósemek, to służą one mniej więcej jako baza i podstawa jazzowego czasu.

Do opanowania subtelności i niuansów 'kołyszących' ósemek, konieczne jest zrozumienie różnych aspektów odgrywających kluczową rolę podczas ich wykonywania czy też słuchania. Ważnym jest, żeby mieć świadomość, że pomimo zmiennych technicznych charakteryzujących dany instrument i grę ósemek na tym instrumencie, powinniśmy uzyskać i usłyszeć ten sam efekt 'kołysania'. I bez względu na to, czy mamy do czynienia z pianistą, który za pomocą palców musi wyartykułować ósemki, czy też z saksofonistą, który to robi językiem uderzając w stroik, kontrabasistą który szarpie struny lub skrzypkiem grającego smyczkiem, efekt i cel pozostaje ten sam, czyli mówimy o dobrze 'umiejscowionych' i 'wyrażnych' ósemkach.

Oczywiście na timing, atmosferę i sposób odczuwania muzyki, bez względu na to jakie rytmy się gra i czy się używa ósemek, szesnastek czy czegokolwiek innego, to największe znaczenie ma sam sposób gry. Dave Liebman mówi, że na emocjonalny aspekt odbierania muzyki, większy wpływ ma sposób grania rytmu niż sam rytm i to co ten rytm w sobie zawiera. Definicja dobrego rytmu jazzowego powinna zawierać takie słowa jak 'dokładny, 'równy', 'zmienny' i 'swing'. Dokładny oznacza tyle samo 'w pulsie'; 'równy' może się kojarzyć się z płynnością; 'zmienny', to mniej więcej nie do końca przewidywalny przy użyciu różnych rytmów, i swing, czyli słowo wytrych w jazzie, co oczywiście oznacza kołysanie i nieopisywalny feeling.

To co kołysze, a co nie, to jest w pewnym sensie też kwestią gustu, aklimatyzacji i jakby nie spojrzeć, osłuchania i doświadczenia. Każdy może słyszeć swing inaczej i to co swinguje nowicjuszowi, a to co doświadczonemu, to mogą być różne rzeczy i chociaż swing jako element rytmiczny jest poniekąd określony i sformułowany, to w wielu przypadkach nawet wśród tzw. ekspertów i znawców, feel swingu pozostaje czynnikiem subiektywnym i osobistym. Efekt rytmiczny i jego feeling na słuchacza będzie zatem raczej nieopisywalny, chociaż już elementy wpływające na ten efekt jak i same rytmy można za pomocą terminów technicznych spokojnie opisać.


vasa

Cytat: nosferartur w Marzec 19, 2022, 11:48Tak się nie słucha, bo trzeba mieć w łapach kostkę Rubika, książkę, albo chociaż smartfona, czy innego ajpada, a najlepiej telewizor między głośnikami
Cytat: il cattivo w Marzec 19, 2022, 13:29nie praktykuję słuchania muzyki "przy okazji"
Mam podobnie.
Jakiś czas temu doszło do dyskusji z kolejnym pokoleniem o słuchaniu muzyki. Postawiłem tezę że oni muzyki nie słuchają. Oczywiście spotkałem się z natychmiastowym zaprzeczeniem że przecież słuchają i to niemal cały czas. W związku z tym padło pytanie o definicję sformułowania "słucham muzyki" Zstępni zgodnie stwierdzili że jeżeli muzyka gra to jej się słucha bo przecież nie sposób wyłączyć słyszenie. Ja z kolei twierdziłem że słucha muzyki ktoś kto się na niej w pełni skupia, tak jak nie sposób czytać książki podczas scrollowania netu tak nie da się słuchać ze zrozumieniem robiąc coś innego.
I jak to zwykle bywa w dyskusjach międzypokoleniowych - każdy pozostał przy swoim zdaniu :P

Cytat: Therion w Marzec 18, 2022, 23:15zakochałem sie w... operze. Zauważyłem, że im smutniejsza aria, tym lepiej sie czuję!
Opera jest fajna.
Ciekawe że tak mało osób zaangażowanych na forach audio i muzycznych deklaruje operę jako jeden z ulubionych gatunków a z drugiej strony na przedstawieniach są komplety na widowni.
W kręgu moich znajomych są może 3-4 osoby które włączą płytę z operą z własnej woli. Reszta może się co najwyżej raz na dwa lata wybrać na przedstawienie w nowej kreacji  :-\

A wracając do tematu wątku to chciałbym żeby utwór muzyczny opowiedział mi jakąś historię, żeby tam była jakaś narracja. Muzyka jest najbardziej niedookreślona ze sztuki i pozwala budować na podstawie tego samego utworu wiele różnych opowieści.
Chyba dlatego tak kiepsko przyswajam filmy. Tm jest wszystko kawa na ławę i pole dla wyobraźni jest niewielkie. W literaturze i muzyce każdy ma inne wyobrażenie o tym co czyta lub czego słucha.
Zestaw pierwszy: Oracle Delphi+SME3009III+Transfiguration AXIA+Phono Borbely+Amplifon WT30+Tannoy Stirling+Nieistotne kable
Zestaw drugi: szukam plikodaja+Lyngdorf+elektrostaty Audiostatic z dedykowanym subem+ kable. Też nieistotne.