Jazz, tylko jazz

Zaczęty przez gratefullde, Maj 28, 2014, 22:01

Poprzedni wątek - Następny wątek

moon

Pioneer PL-50L II + Ortofon 2M Bronze + LAR LPS-1+ Cayin MT-35S + Canto Grand

malg

Cytat: moon w Czerwiec 27, 2018, 14:28
Jamies Saft Quartet, cztery utwory z nowej plyty: https://jamiesaft.bandcamp.com/album/blue-dream
nie znałem, fajna muza

a wie ktoś o jakości nagrania tej wytwórni?

moon

to RareNoise? mysle, ze bedzie dobrze
Pioneer PL-50L II + Ortofon 2M Bronze + LAR LPS-1+ Cayin MT-35S + Canto Grand

malg


moon

nie wiem, na razie od kilkunastu tygodni zamawiam to: https://www.youtube.com/watch?v=RHNAPuyVeuo ;)
Pioneer PL-50L II + Ortofon 2M Bronze + LAR LPS-1+ Cayin MT-35S + Canto Grand

moon

moze to bylby impuls, albo chociaz podstawa do polaczenia zamowienia;)
Pioneer PL-50L II + Ortofon 2M Bronze + LAR LPS-1+ Cayin MT-35S + Canto Grand

Jakub

Słucham sobie nowego albumu Kamasiego Washingtona.
Słychać oczywiście inspiracje zewsząd, ale świetnie się tego słucha.

No i ma gościu niezłą stylówę  ;D


malg

mam jego EPIC-a
ale jakoś nie mogę sie przekonać
ten utwór "Street Fighter Mas" , w/g mnie taki monotonny, nieciekawy nawet bym powiedział
tego rodzaju "jazzu" chyba nie rozumiem albo zostałem w epoce
obecnie pasjonuje mnie jazz 60-tych lat

moon

przesluchalem poprzedniej plyty z raz i mnie nudzi granie Kamasiego
Pioneer PL-50L II + Ortofon 2M Bronze + LAR LPS-1+ Cayin MT-35S + Canto Grand

Jakub

Z trzygodzinnego albumu po jednym przesłuchaniu raczej niewiele w głowie zostanie. :)

Ja tego nowego słuchałem już z pięć razy, i za kazdym razem cos ciekawego tam wynajdę. Aczkolwiek przyznaję, nie jest to pewnie propozycja dla fanów bardziej ortodoksyjnego jazzu.
Mnie się podoba, bo mogę włączyć wieczorem i posłuchać wspólnie z żoną.

Album jest oficjalnie dwupłytowy (lub cztery winyle), ale jak rozetniemy okładkę (tak!) to znajdziemy jeszcze jeden krążek :)


moon

Pioneer PL-50L II + Ortofon 2M Bronze + LAR LPS-1+ Cayin MT-35S + Canto Grand

rudy-102

#2112
Przebitka z Gazety: Wyborcza.pl

Jedna z największych muzycznych sensacji ostatnich lat. Wychodzi zaginiona płyta giganta jazzu Johna Coltrane'a. Skąd ten cud?   
Adam Domagała*   27 czerwca 2018 | 19:15
      John Coltrane    
John Coltrane (Fot. Chuck Stewart Photography, LLC)
     To nie żart ani marketingowy trik. John Coltrane nie żyje od 1967 r., ale 29 czerwca ukazuje się jego nowy album "Both Directions at Once". To tak, jakbyśmy dostali właśnie X symfonię Beethovena, nową płytę Beatlesów, Nirvany albo Tupaca. Jak to możliwe?  To nie jest kolejna płyta ze znalezionym w archiwum zapisem koncertu. Nie jest to też fanowski bootleg ani kolekcja niepublikowanych wcześniej ścinków z innych sesji, wersji alternatywnych lub odrzuconych. ,,Both Directions at Once: The Lost Album" to pełnowymiarowy longplay nagrany przez artystę u szczytu możliwości, popularnego i świetnie opłacanego. Album, który zniknął z rejestrów i ludzkiej pamięci, jakby nigdy nie powstał.
Do czego porównać to znalezisko? To tak, jakby ktoś niespodziewanie odnalazł zapis X symfonii Beethovena, zapomniany album Beatlesów, Nirvany albo Tupaca.Wszyscy kochają Trane'aJest rok 1963 r. Kwartet 37-letniego saksofonisty, z pianistą McCoy Tynerem, kontrabasistą Jimmym Garrisonem i perkusistą Elvinem Jonesem, jest jednym z najbardziej rozchwytywanych zespołów jazzowych świata. Lider słynie z unikalnego stylu i brzmienia, ma dobry kontrakt z dużą wytwórnią (Impulse! Records to jazzowa przybudówka koncernu ABC-Paramount), ale coś jest nie tak. W wywiadach mówi, że nieco się pogubił w poszukiwaniach, że niepokoi go inwazja lichej muzyki pop, a szefowie naciskają, by nagrywał płyty możliwie przyjazne dla mniej wyrobionej publiczności.
No i rozpada mu się małżeństwo z Juanitą Grubbs, dla której napisał jedną ze swoich najsłynniejszych melodii (,,Naima") i dzięki której wsparciu kilka lat wcześniej wyszedł z alkoholowego i narkotykowego piekła.


Choć podczas koncertów ze sceny idą iskry, a Trane za każdym razem gra, jakby to miał być jego ostatni występ, w studiu zachowuje powściągliwość. Jego nagrania z tamtego czasu są bezpieczne, komercyjne z założenia, choć za każdym razem zdumiewająco piękne: a to zestaw znanych ballad, a to współpraca z Dukiem Ellingtonem, a to nagranie ze śpiewakiem Johnnym Hartmanem, dziś uchodzące za wzorzec z Sevres jazzowej sztuki wokalnej.
Ostatnia ze wspomnianych tu sesji datowana jest na 7 marca 1963 r. A ledwie dzień wcześniej, w tym samym studiu Rudy'ego Van Geldera w New Jersey, w którym powstało 90 proc. klasycznych albumów jazzowych z przełomu lat 50. i 60., wydarzyło się coś, o czym dowiedzieliśmy się dopiero teraz.Jak zaginął album Coltrane'a?Ułożona na potrzeby promocji ,,Both Directions..." legenda głosi, że odpowiedzialny w wytwórni za współpracę z saksofonistą (swoją drogą słynącym z uprzejmości i pracowitości) producent Bob Thiele zaryzykował i przygotował materiał odważniejszy niż dotychczasowe, i tak całkiem śmiałe dokonania Coltrane'a.


Ale niechętni bezkompromisowemu obliczu muzyka bossowie zamiast do tłoczni skierowali taśmę na półkę. Tam miała pozostać do dnia zniszczenia przy okazji likwidacji magazynu. Ocalała za to (i właśnie rzekomo się znalazła) kopia zapasowa.
To obraz zgodny z powszechnym wyobrażeniem o chciwych rekinach show-biznesu, ale nietrzymający się kupy. Przecież istnienie takiego nagrania musiałoby zostać gdzieś odnotowane, choćby w rejestrze wydatków firmy. Nie mówiąc o tym, że był to czas, gdy sprzedawało się dosłownie wszystko z nazwiskiem saksofonisty na okładce. Wytwórnie, dla których nagrywał wcześniej – niezależna Prestige Records i duża Atlantic Records – wypuszczały co chwila reedycje starych płyt i klecone na kolanie kompilacje z sesji, na których Coltrane pierwotnie występował w charakterze muzyka sesyjnego.
Nawet Blue Note Records (dla której saksofonista nagrał tylko jeden, za to pomnikowy album ,,Blue Train") zdobyła się na krok niegodny jej reputacji: odkupiła od konkurencji nagranie wydane wcześniej pod nazwiskiem innego muzyka (zmarłego niedawno awangardowego pianisty Cecila Taylora), zmieniła tytuł na ,,Coltrane Time" i wypuściła powtórnie, zresztą bez spodziewanego sukcesu.
rudno uwierzyć w to, że Impulse!, które wkrótce zapisze się w historii publikacją przełomowych, definiujących free jazz nagrań Coltrane'a, pozwoliłoby sobie na to, by taki materiał zmarnować.
Dlatego bardziej wierzę w to, że Bob Thiele, fanatyczny wielbiciel Trane'a, w ogóle nie myślał o publikacji tego nagrania i że nigdy nie trafiło ono na biurka decydentów wytwórni. Chodziło raczej o robocze zarejestrowanie materiału szykowanego z myślą o koncertach – coś w rodzaju demo, nad którym się dyskutuje i obmyśla poprawki. Wyszło inaczej, dużo poważniej, bo Coltrane, gdy szło o muzykę, nie uznawał półśrodków i za każdym razem tworzył Dzieło. Niemniej, jako że nagranie było nieoficjalne i zapewne opłacone z własnej kieszeni, saksofonista zabrał taśmę do domu, a kiedy się z niego kilka miesięcy później wyprowadzał do charyzmatycznej pianistki Alice, wziął ze sobą już tylko kilka ubrań i instrument.Nieświadoma ciocia Naima?W grudniu 1964 r. Trane nagra opus magnum ,,A Love Supreme". Następnym krokiem będzie skok w hałaśliwy kosmos medytacyjnego free jazzu. Umrze w 1967 r., kilka miesięcy przed 41. urodzinami, na raka wątroby.
Zapomniane nagranie z 6 marca 1963 r. pozostanie w posiadaniu Naimy aż do jej śmierci w 1996 r. Dlaczego nic z nim nie zrobi i na nim nie zarobi? Zapomni o taśmie? Nie zorientuje się, że ma w domu skarb?
Orientacją i zmysłem biznesowym wykażą się dopiero jej krewni, którzy znaleźli taśmę w szpargałach po cioci Naimie.
Już samo to, że muzyka – udostępniona po kilku latach negocjacji – ukazuje się pod szyldem Impulse! Records, jest znamienne. To ukłon w stronę przywiązanych do tradycji fanów jazzu, bo swoją świetność pół wieku temu oficyna zbudowała w głównej mierze właśnie dzięki płytom Coltrane'a. Co prawda słynne logo z wykrzyknikiem jest dziś tylko dekoracją (wydawnictwo należy do koncernu Universal Music Group zarządzającego także rzeczywiście liczącą się biznesowo marką Blue Note Records), ale może to jest właśnie ten strzał, który przywróci Impulse! do pierwszej ligi?Coltrane między starym i nowym,,Both Directions at Once: The Lost Album" to tytuł wymyślony przez specjalistów od marketingu. Ale nie wziął się znikąd. Wayne Shorter przywołał kiedyś kompozytorską wskazówkę, jaką dał mu Coltrane: ,,Zaczynaj pisać utwór od środka, a potem w tym samym czasie idź do początku i do końca".
Można wizualizować sobie abstrakcyjną myśl Trane'a, ale można też trzymać się muzycznego konkretu roku 1963. Oto Coltrane przechodzi właśnie po moście między skonwencjonalizowanym i wypadającym z łask słuchaczy hard bopem, gdzie ważne są chwytliwe melodie, efektowne następstwa akordów i wykonawcza dyscyplina, a swobodniejszym pod względem harmonii i formy jazzem modalnym. Coltrane łączy żywioły, szepcze i krzyczy jednocześnie, ale rewolucji jeszcze nie robi.Ravi Coltrane
Ułożeniem odnalezionych utworów w albumowej kolejności zajął się saksofonista Ravi Coltrane, syn Johna i Alice. Podstawowa wersja albumu zawiera siedem kompozycji (nieco ponad 47 minut muzyki). Dwie z nich są zupełnie nieznane. Nie mają tytułów i zgodnie ze studyjną procedurą Rudy'ego Van Geldera oznaczone zostały wyłącznie numerami. Pozostałe utwory – co potwierdza teorię o ,,próbnym" charakterze nagrania – znane są z innych wersji zarejestrowanych na wcześniejszych i późniejszych płytach Coltrane'a.
Od razu powiedzmy, że to jest jedna z tych płyt Coltrane'a, których bez bólu mogą słuchać nawet ci, którzy na co dzień boją się jazzu. Pełna swingu, a do tego fantastycznie, stylowo brzmiąca, co bez wątpienia trzeba przypisać umiejętnościom specjalistów od przywracania blasku starym taśmom.
Brak tu ballad i wyraźnie słychać, że tego dnia sporo do powiedzenia miał Elvin Jones, którego gęsty, solistyczny styl gry na perkusji został tu mocno wyeksponowany. W dwóch utworach (,,Nature Boy" i ,,Impressions") słyszymy trio bez fortepianu; swoją drogą Ravi Coltrane dokonał dziwnego wyboru, umieszczając na dysku dodatkowym, dostępnym w wersji deluxe, aż dwie wersje ,,Impressions" z fortepianem (jak na nagraniu poniżej).
Spierałbym się też, czy na pewno trzeba było ujawniać przeciągnięty ponad miarę ,,Slow Blues", utwór najwyraźniej bez koncepcji, który nabiera sensu dopiero, gdy swój akompaniament włącza McCoy Tyner (a włącza późno).
Owszem, znajdą się tacy, którzy powiedzą, że to album, który nic istotnego do muzycznej historii Johna Coltrane'a nie wnosi. Że to wszystko albo już było, albo – w wydaniu bardziej odważnym – dopiero będzie. Będą mieli rację. Ale ja spojrzałbym na to inaczej: kończy się druga dekada XXI wieku, słowo ,,jazz" stało się nieprzyzwoicie pojemne, a my niespodziewanie dostajemy nowego Trane'a.
Jeśli już tylko to nie jest powodem, żeby gromko zakrzyknąć ,,Alleluja!", to nie wiem, doprawdy, co może nim być. Nic bardziej ekscytującego szybko nas nie spotka.
*autor prowadzi bloga zdzezemlzej.blogspot.com i audycję ,,Z Dżezem Lżej" w RadioJazz.fm, współpracuje z ,,Jazz Forum"; w latach 1997-2012 dziennikarz ,,Wyborczej"John Coltrane, ,,Both Directions at Once: The Lost Album", Impulse!Ocena: 5/5
   

moon

Pioneer PL-50L II + Ortofon 2M Bronze + LAR LPS-1+ Cayin MT-35S + Canto Grand

Lyset

Cytat: moon w Czerwiec 27, 2018, 14:28
Jamies Saft Quartet, cztery utwory z nowej plyty: https://jamiesaft.bandcamp.com/album/blue-dream

No to ja dzieki za to.
Plyta zamowiona.
Kenwood BLM802WH/Kenwood BM450/Braun BT5090/Yamaha XSR900/Yamaha XF425

malg

Cytat: moon w Czerwiec 28, 2018, 12:11
dzieki
tez sie dołaczam, bo nie mam abonamentu w wyborczej

kefas


malg

tak jutro,
ja zamówiłem w Gandalfie i dostanę ją pewnie w drugiej połowie przyszłego tygodnia, pochwałę się

rudy-102


kefas

Ja tez w Gandalfie  :)

moon

to ja nie zamowilem, wiec odpalilem tego Coltrane na spotifaju
Pioneer PL-50L II + Ortofon 2M Bronze + LAR LPS-1+ Cayin MT-35S + Canto Grand

Michał

Odebrałem od elemka a ponieważ jestem w rozjazdach,to odpaliłem w aucie. Karwasz ogień!!!!
Jak wszystko co Mistrz splodzil,ta płyta także jest poza kategorią. Będzie się kręcić cały weekend. Rewelacja!
Must have!

moon

bardzo fajny material, zgadzam sie, i tak mialem zamowic, ale po odsluchu tylko chec sie spotegowala
Pioneer PL-50L II + Ortofon 2M Bronze + LAR LPS-1+ Cayin MT-35S + Canto Grand

gratefullde

Ależ solo McCoy'a w tym pierwszym untitlesie... miodzio :)
Kondo KSL M7 Tube Preamplifier by Mac (bez szumu brzmi cudownie)~ Accuphase Clone Power Amplifier ~ 6S33S Ad Fontes Integrated Amplifier ~ Audio Nirvana by InAudio ~ Sony PSX-70 ~ pre phono MM/MC tube ecc83 Gennett ~ Dynavector 20x2 ~ Questyle CMA 600i ~ Denon AH-D7200 ~ NeoTech  ~ Tellurium Q Black II ~ Yamaha CDX-9

rudy-102

A do mnie paczka nie doszła :(.