Czasem tak jest (przynajmniej w moim przypadku), że niektóre płyty "nie wchodzą" po prostu. I są (prawie) zapominane. A potem - czasem nawet po latach - olśnienie !
Taka właśnie sytuacja przytrafiła mi się z dwiema ostatnimi płytami Talk Talk - "Spirit Of Eden" i "Lauhing Stock". Kiedyś uważałem je za szczyt pretensjonalności. Nie mogłem po prostu zmusić się do ich odsłuchania. Jakieś dwa tygodnie temu zakupiłem je w postaci winylowej (na zasadzie "wznowień do kompletu", jako, że "Colours Of Spring" już miałem). Po otrzymaniu i umyciu przesyłki stwierdziłem, że - no przynajmniej raz - trzeba odsłuchać. I tu olśnienie - muzyka zdaje mi się po prostu genialna. Jazz poszedł kilka dni temu odpoczywać, a od wczoraj - schizofrenicznie nieco przeskakuję od LZ (otrzymana wczoraj) do tych właśnie dwóch płyt.
A jak jest u Was? Czy też mieliście takie sytuacje, że po dłuuugim czasie nagle jakaś płyta przeskoczyła nagle z kategorii "nie do słuchania" do kategorii "dzieła wybitne" ?
Ja przeważnie mam tak,że jeśli coś od razu mi się nie podoba to się już nie spodoba, chociaż mam przypadki tzw. dorośnięcia do pewnych płyt.Tak było np. z SBB.
Właśnie - chyba mój przypadek trudno nazwać dorośnięciem - "Spirit Of Eden" raczej nie powstało z zamysłem podobania się (prawie) pięcdziesięciolatkom :). Nie wiem, co mnie wzięło na stare lata ;)
Na pewno kilka jazzowych płytek mieści się w tym moim "dojrzewaniu" do nich. Miles Davis i Bitches Brew, to chyba przede wszystkim. Dziś nie wyobrażam sobie Milesa bez tegoż albumu jak i innych z okresu fusion.
Tak - dorośnięcie to na pewno jest pewna kategoria takich "powtórnych odkryć"
Z Davisem z okresu fusion miałem podobnie. Na marginesie - ciekawy przypadek mojej żony, która nigdy specjalnie się muzyką nie interesowała. Gdy po raz pierwszy (najpewniej) usłyszała "In A Silent Way", to wpadła w zachwyt, nie mając wcześniej w zasadzie w ogóle styczności z jazzem - a przecież nie jest to, bynajmniej, "melodyjne plumkanie" :)
Zakup gramofonu pozwolił mi dorosnąć do zespołów typu Deep Purple, King Crimson, Led Zeppelin, oraz zaprzyjaźnić się, zrozumieć mniej znane zespoły tamtego czasu.
Dziś nie wyobrażam sobie słuchania takiej muzyki z plików czy innego CD.
Ja całe życie ewoluuję.
Najpierw, w latach 70-tych disco, BoneyM , Eruption, Bee Gees.
Potem hard, DP, LZ.
Następnie heavy, thrash, hair rock, troch prog, blues.
A od paru lat jazz.
A płyta?
Może płyty Pink Floyd, których nie lubiłem dawniej, bo w dobrym tonie było ich słuchać.
Uważam, że nastolatki gówno z tego rozumiały.
Dorosłem do PF po 35-tym roku życia.
U mnie - the Judds. Kiedys szczyt obciachu, teraz pelna kolekcja i przyjemnosc ze sluchania. Doroslem do country :)
Wysłane z mojego iPhone przez Tapatalk
Myślę, że sporo tego się znajdzie. Flagowym przykładem jest Fleetwood Mac. Wiedziałem, że takie coś jest, słyszałem jakiegoś (nawet całkiem, całkiem) Albatrosa. Nie wiedzieć czemu, kojarzyło mi się to z takim trochę country, trochę amerykański pop. Sam nie wiem. Nastawiony byłem ogólnie źle. No i pewnego dnia - całkiem niedawno, trafiła mi się płyta Rumours. Totalny opad szczęki. W tej chwili jest to jedna z moich ulubionych płyt. Zakupiłem jeszcze Tusk'a - niektórzy twierdzą że płyta zbyt długa ale ja ją bardzo lubię.