Czesław NIEMEN

Zaczęty przez GregWatson, Luty 19, 2018, 20:39

Poprzedni wątek - Następny wątek

Kangie

ROK 1972 - GRUPA NIEMEN
Kilka zdjęć z tego okresu

Kangie

Sprawy i ludzie – ,,Cena młodości"

Tadeusz Woźniak

Kangie

Okiem i uchem IBISA - Kto się boi Niemena

Gdyby Niemen był łysy i śpiewał ''Orkiestry dęte", nie byłoby z nim kłopotów. Klaskalibyśmy mu hojnie, co najwyżej wybrzydzając, że jest tradycjonalny. Gdyby sprawił sobie tupecik z przedziałkiem i zaśpiewał na przykład ''Szli na zachód osadnicy", stałby się podejrzany, można by się bowiem domyślić, że chce z czegoś lub kogoś zakpić, Musiałby wtedy zacząć systematycznie sic upijać, podrywać dziewczyny i robić kanty, żebyśmy orzekli, że jest oryginałem. Ponieważ jednak Niemen nosi perukę, ma wąsy i śpiewa ''Dziwny jest ten świat", nie podrywa i nie pije. więc stał się niebezpieczny. Tacy jak on deprawują młodzież, wykoślawiają gusty i kto wie czy im się nie marzy obalenie obowiązujących porządków. Bo poza tym co to za śpiew? Wycie jakieś i drgawki. Ani tego słuchać ani powtórzyć. Ten Niemen to w ogóle coś nie tego...

Smutne jest to, że nie przesadzam. Tak o nim mówią. Tak mówią o nim ludzie, których należałoby podejrzewać o zdrowy rozsądek. Tak o nim mówią nawet ci, którzy decydują o składzie wykonawców na duże imprezy. Nie dziwię się pojedynczym przedstawicielom tzw. masowej publiczności, bo jest wśród niej taka różnorodność gustów, że znalezienie czegoś, co dogadzałoby wszystkim, jest niemożliwe. Ale ponieważ jeden lubi zupę mleczną, a drugi ma wągry, więc i w kwestiach gustu nic może być nic stałego. Chodzi jednak o ten rozsądek.

Kim jest Niemen? Niemen jest artystą. W tym stwierdzeniu, za które na pewno będę zwymyślany (w konsekwencji właściwie nie ja, tylko Niemen) kryje się fakt zasadniczy: artystą jest ten, który nie schlebia nikomu. Otóż Niemen właśnie nikomu nie schlebia. Prze-ciwnie : Niemen występuje zawsze przeciwko utartemu gustowi, przeciwko wszelkim schematom, przeciw wszystkim. Głównie przeciwko modzie. On pierwszy złamał konwencję prasłowiańskiego pobekiwania. W czasach, w których nasza piosenka kąpała się w łzach, gdy tonem obowiązującym była tęsknota obficie podlewana sosem sentymentalizmu, on zaatakował frazę krzykiem, łamiąc obowiązujący ton łagodnego liryzmu. On pierwszy wprowadził do naszej techniki wykonawczej atrybut zupełnie obcy - melizmat właściwy ludowej wokalistyce wschodu. On pierwszy do stylu śpiewania bluesowego wprowadził elementy melodyki słowiańskiej, udowadniając, że taki mariaż jest możliwy. On pierwszy wreszcie spróbował większej formy wokalnej, pokrewnej kantacie lub oratorium, a opartej na tekście poetyckim ("Bema pamięci żałobny rapsod''). Trzeba przy tym pamiętać, że wszystko to rozgrywało się w dziedzinie określanej nazwą muzyki rozrywkowej, choć faktycznie nic z tą rozrywką wspólnego nie miało.

Co z tego wynikło? Tłumy dla których w początkowym okresie Niemen był stereotypowym idolem witanym, histerycznymi wrzaskami- te tłumy uspokoiły sie i ucichły. Dzisiaj muzykę Niemena odbiera się w filharmonicznym skupieniu. Nie są to piosenki, które swą ekspresywnością wywołują ryki zachwytu, nie są to piosenki, które wyciskają łzy. Niemen działa na wrażliwość, na wyobraźnię słuchacza przede wszystkim zaskakującą inwencją melodyczną, kolorystyczną i harmoniczną. Jego dzisiejsze utwory mają tylko z grubsza określony kształt, ledwie zarysowaną kanwę konstrukcyjną, na której on sam i jego instrumentaliści haftują misterną tkaninę dźwiękową. Ta pół-improwizacyjna muzyka nabiera szczególnego smaku dzięki temu, że słuchacz zdaje sobie sprawę z faktu, iż jest świadkiem jej powstania teraz w tej chwili. Czy jest to piękne? Pojęcie piękna ulega zmianom. Nie jest to ładne tą ładnością, która wzrusza sentymentalnych. Dzisiejsza wersja ''Dziwnego świata" to nie piosenka z ''Love story", przy której sięga się po chusteczkę. Ale słuchając Niemena ma się gardło ściśnięte. Czy z oczekiwania na to co nastąpi, czy wskutek poddania się jego nieokiełznanej żywiołowości - nie wiem. Ma się chęć krzyczeć albo gwizdać - wszystko jedno: krzyczy się lub gwiżdże ale nie jest się obojętnym. I dlatego Niemen jest niebezpieczny.

Ostatni raz słuchałem go w Opolu. Koncert odbywał się poza głównym nurtem festiwalowym. Amfiteatr był pełny. Około trzeciej nad ranem Niemen wyszedł na estradę razem ze swoimi muzykami. Jest jeszcze w jego zespole trochę teatralności lub może raczej widowiskowości, bo muzycy celebrują swoje zajęcia w sposób misteryjny, co jest może dziwaczne, może szokujące, ale nie jest nieestetyczne. Wśród utworów, które wykonywał, była również nowa wersja ''Dziwnego świata". Mimo białego dnia nie chciano go puścić z estrady.

Tego koncertu telewizja nie transmitowała. Nakręcali go jacyś filmowcy zagraniczni. Przypuszczam, że za parę lat będziemy od nich te filmy kupowali, bo kiedyś przecież uświadomimy sobie wreszcie, że mieliśmy w tej pogardzanej i lekceważonej dziedzinie muzyki rozrywkowej twórcę i wykonawcę, który pokazał coś nowego.

Dzisiaj słuchałem Niemena przez radio. Śpiewał dwie piosenki radzieckie: ''Kołysankę" i jeszcze jakaś. Akompaniował sobie sam - na gitarze i na fortepianie. Zdumiał mnie jego głos. Głos, który jest mu absolutnie posłuszny. Ozdobniki, których używał w obu piosenkach, tchnęły zawodzeniem muezina, śpiewem pasterza lam - nie wiem. Pamiętam, że kiedy z nim niedawno rozmawiałem, mówił o tym, że podporządkowanie sobie głosu ma już właściwie ukończone. Mówił nawet, że mógłby zaśpiewać arię operową.

I przyszło mi do głowy, że to byłoby ciekawe, gdyby, np. zaprosić Niemena na Festiwal Piosenki Radzieckiej do Zielonej Góry.
Ale skąd, panowie! Przecież on jest niebezpieczny!
Może by więc namówić go na to, żeby nagrał arią z ''Pajaców" Leoncavalla? Tak po swojemu. Co by z tego wynikło?
Boją się, że wtedy stałby się dopiero niebezpieczny, bo wśród młodzieży zaczęłaby się moda na operę tak jak po ''Rapsodzie" zapanowała moda na Norwida. A do tego nie możemy przecież dopuścić, żeby jakiś Niemen śpiewał Leoncavalla.
I żeby tłumy waliły go słuchać.
Lepiej przeczekać i przemilczeć. Bo nie ma niebezpieczeństwa, gdy się o nim nie mówi.

IBIS

kos

#303
Kilka książek poświęconych Niemenowi.
1.   Roman Radoszewski: Czesław Niemen: Kiedy się dziwić przestanę. Monografia artystyczna. Iskry, 2004. ISBN 83-207-1770-1.
2.   Marek Gaszyński: Czas jak rzeka. Prószyński i S-ka, 2004. ISBN 83-7337-849-9.
3.   Dariusz Michalski: Niemen o sobie. Warszawa: Twój Styl, 2005.
4.   Tadeusz Skliński: Niemen: dyskografia, fakty, twórczość. Nemunas, 2006.
5.   Dariusz Michalski: Czesław Niemen: Czy go jeszcze pamiętasz?. Warszawa: MG, 2009. ISBN 978-83-61297-76-5.
6.   Jan Edward Czachor: Czesław Niemen w Świebodzinie. Stowarzyszenie Pamięci Czesława Niemena w Świebodzinie, 2010.
7.    Dzieła płytowe tom 1, tom 2
8.   2015 Album z fotografiami Niemena

Kangie

Magazyn "Jazz", luty 1972
Goniąc własny ogon
Wacław Panek

W drugiej połowie grudnia ub. r. PSJ zaproponowało młodzieży warszawskiej 3 koncerty polskiej
czołówki beatowej w Sali Kongresowej. Imprezy te były również giełdą dla polskich i
zagranicznych impresariów pragnących zawrzeć ewentualne kontrakty na 1972 r. oraz miały służyć
reklamie wyrobów ''Polleny" i ''Cory". Oprócz L. Kydryńskiego, który zapowiadał wszystkie trzy
koncerty - na estradzie wystąpili: zespół Breakout z M. Kubasińską, grupa ABC z H. Frąckowiak,
Trio K. Sadowskiego z L. Urbańską, Wł. Nahornym i A. Dąbrowskim, No To Co bez P.
Janczerskiego, ale za to z Partitą, Skaldowie, Asocjacja Hagaw oraz Grupa Niemen.

Recenzując majową ,,Muzykoramę" (Jazz nr 7-8/71) pisałem, że zespół Breakout wyróżnił się
kilkoma ciekawszymi poszukiwaniami w zakresie barwy instrumentalnej. Obecnie przekonałem się,
że optymizm był przedwczesny, bo w grudniowym koncercie tenże sam zespół zaprezentował
zestaw wyjątkowo nieciekawych stereotypów, nużących a nawet denerwujących. Szczególnie na
tym polu odznaczył się perkusista A. Tylec, który nie mając dobrze opanowanych podstaw gry na
perkusji, koniecznie chciał zwrócić uwagę ciągłym wtrącaniem się z ''solówkami". Równie
beznadziejne były solistyczne partie T. Trzcińskiego, który ''improwizował" na harmonijce ustnej.
W programie Breakoutów znalazła się między innymi piosenka pt. ''Ona poszła inną drogą". Święta
prawda! Ona - czyli muzyka rozrywkowa poszła inną drogą a Breakout pozostał w miejscu. Nieco
bardziej urozmaicony repertuar przedstawiła grupa ABC. Najlepiej, moim zdaniem, wypadł drugi
utwór, w którym zespół grał i śpiewał po angielsku, akompaniując krótkiemu pokazowi mody.
Zdecydowany plus dla impresariów: zespół udowodnił, że potrafi być funkcjonalny oraz wykazał
się znajomością ''English for eve-ryone". Następny wystąpił Bogusław Koprowski, który śpiewem i
prozą reklamował kosmetyki ''Pollena" oraz inne mało atrakcyjne wyroby.

Trio Krzysztofa Sadowskiego zaproponowało ten typ muzyki rozrywkowej, który - mam wrażenie -
niebawem może być ogólnie przyjętą modą. Jest to bowiem konglomerat dawnych standardów
jazzowych, sentymentalnych zaśpiewek wschodnich, ostrej pulsacji rytmicznej, elementów
atonalnych (klastery na organach) typowych zestawów harmoniki funkcyjnej, oraz interesujących
partii improwizacyjnych solistów. Wszystko to wymieszane razem stanowi całkiem strawną
masową rozrywkę muzyczną, a dzięki indywidualnym improwizacjom dobrych muzyków (W.
Nahorny, K. Sadowski) jest również w pewnym sensie sztuką. Nie mogę tylko zrozumieć, dlaczego
Andrzej Dąbrowski, mimo tylu próśb, perswazji, nie da sobie wytłumaczyć, by wreszcie skończył
ze śpiewaniem na estradach a wrócił do perkusji przy której kiedyś tak dobrze się prezentował!
Przecież jeszcze rok temu A. Dąbrowski czytał przez radio list słuchacza z Kielc, który mu radził,
aby zaczął śpiewać reklamy w CDT. W końcu propozycja taka też nie jest pozbawiona sensu.
Koncert sobotni zakończyła grupa No To Co, która zmieniła swój profil pseudoludowy na typ
pseudoniemieckiej kapeli z tancbudy. W piosenkach utrzymanych w stylu ''Ganz im Weiss" grupie
No To Co sekundowała girlaskowata grupa Partita, której członkinie z nieznanych mi powodów,
poobnażały w całości swoje niezbyt harmonijnie zbudowane kończyny dolne. Ostatecznie jak się
nie ma dobrego gustu muzycznego, to można by zachować choć trochę gustu kobiecego. Obie
grupy zaprezentowały brak ambicji muzycznych przy jednoczesnych ambicjach dewizowo -
importowych. Wydaje się, że z takim repertuarem lepiej szukać szczęścia u zachodnich sąsiadów
niż na polskich szlakach chałturniczych.

Niedzielny koncert rozpoczęty przez Skaldów, z powrotem przeniósł nas na rodzinne decybelowojuhasowe
turnie, konsekwentnie i kulturalnie uprawiane przez braci Zielińskich. Wychodząc ze
słusznego założenia, że akustyka Sali Kongresowej jest słabsza od akustyki tatrzańskich szczytów -
Skaldowie wzmogli ją dodatkową wiązką decybeli, dzięki czemu słuchacz mógł bez trudu odczuć
klimat tatrzańskiej lawiny.

Grająca, śpiewająca, stepująca oraz rozweselająca Asocjacja Hagaw wystąpiła z nowymi
argumentami satyryczno-muzycznymi dostarczanymi od niedawna przez nowego leadera Krystiana
Brodackiego. Sam chief co prawda zrezygnował z asocjacji bluesa i bluffu w zespole dziennikarzy
a przeniósł swe zainteresowania na Asocjację Hagaw, lecz z pożytkiem dla tych ostatnich.
Publiczność nieco odżyła i rzeczywiście rozweseliła się programem Hagawu - nie przeczuwając
nawet, że za chwilę... odbędzie się ceremonia o zgoła odmiennym nastroju. Pierwszy utwór:
''Requiem"! Drugi utwór: ''Piosenka dla zmarłej". A na estradzie (5-osobowa) Grupa Niemen. Tym
razem ani akwarelowa ani enigmatyczna. Ciemne barwy, nastrój ze wszech miar poważny.
Skojarzenia raczej jesienne, a ściślej mówiąc warszawsko-jesienne. Bowiem, nowa koncepcja
dźwiękowo-twórcza Czesława Niemena oscyluje wyraźnie w kierunku estrad Festiwalu Muzyki
Współczesnej ''Warszawska Jesień". Na marginesie warto dodać, że sposób znęcania się nad
kontrabasem przedstawiony przez pana Nadolskiego, został zdyskontowany już kilka lat wcześniej
na ''Warszawskiej Jesieni", bowiem już wtedy ten poczciwy instrument był kopany na estradzie.
Natomiast cieszę się, że Niemenowi przestały wystarczać schematy spod znaku ''soul - music" i
próbuje sięgać po nowe środki wyrazowe. Obawiam się tylko, że w gąszczu muzyki współczesnej
można łacno zagubić się. Ale stawka jest wysoka i warto o nią grać.

Na zakończenie tych nieco gorzkawych rozważań chciałoby się rzec: no tośwa se panowie
pobigbicili - czas wracać do roboty!

WACŁAW PANEK

Kangie

   Magazyn Jazz, marzec 1972

   Czesław Niemen w rubryce "Z kraju"

   opracowanie Aleksander Rowiński,

   Mówi Niemen: - w styczniu występowałem w NRF z moją nową grupą, która nazywa się ''Niemen" (Józef Skrzek - multiinstrumentalista, grający dawniej w Breakoutach i Silesian Blues Band, Helmut Nadolski - b, Jerzy Piotrowski - dr, Antypas Apostolis - g). Daliśmy tam pięć koncertów (śpiewając wyłącznie po angielsku) wraz z grupą Jacka Bruce'a, byłego basisty zespołu Cream. Norymberski dziennik ''Abendzeitung" stwierdził, że jesteśmy jedną z najlepszych grup typu progressive na naszym kontynencie, a ''Nurnberger Nachrichten" że ''polski zespół był sensacją wieczoru". Wytwórnia CBS dokonała z nami nagrania LP m.in.: nową wersję pieśni ''Dziwny jest ten świat" i ''Piosenkę dla zmarłej" (do wiersza Iwaszkiewicza) w przekładzie na angielski Pawła Brodackiego, inne teksty sam tłumaczyłem. Zaproponowano mi występy na festiwalu jazzowym we Frankfurcie. Nasz nowy program i styl gry związany jest z Jazzem. Przed tym, w lutym występujemy w Czechosłowacji, w maju na Węgrzech. Dalsze plany: festiwale w Bilsen i w Helsinkach. Zwlekam z nagraniem nowego longplaya dla PN, ale na wiosnę być może, skuszę się. Przygotowuję nowy program dla publiczności krajowej.

                                                                                                      (Row)

Kangie

1972 JAZZ nr 7
Zbigniew Herbert

Kangie

#307
1972 JAZZ nr 9

Magazyn "Jazz", wrzesień 1972
KURYLEWICZ
Kazimierz Czyż w rubryce "Wśród płyt"

ANDRZEJ KURYLEWICZ - Muzyka teatralna i telewizyjna. Muza (S)XL0831. Wanda
Warska, Czesław Niemen, Orkiestra p/dyr. Andrzeja Kurylewicza oraz A. Przybielski (tp), A.
Kurylewicz (p), J. Bednarek (b), W. Jagiełło (dr).

Niestety, nie mieliśmy dotąd wielu płyt z muzyką ilustracyjną - filmową, teatralną czy telewizyjną.
I choć na Zachodzie takich płyt wydaje się mnóstwo (wystarczy wspomnieć ''South Pacific", ''West
Side Story" czy ''Shaft"), my wciąż nie możemy się doczekać nagrań z muzyką filmową Krzysztofa
Komedy. Być może zwiastunem zmian w tej dziedzinie jest płyta z piosenkami Andrzeja
Kurylewicza, które znamy z widowisk teatralnych i telewizyjnych. Nie jest to jednak muzyka
ilustracyjna w ścisłym tego słowa znaczeniu, bowiem piosenki te żyją zupełnie własnym życiem -
także w oderwaniu od dramaturgicznego kontekstu. Jest to raczej śpiewana poezja, w której - jak
mówi kompozytor - ''najważniejszy jest wiersz. (...) On rządzi wszystkim", Jednakoż muzyka
spełnia tu rolę niebagatelną; stanowi bowiem niejako muzyczną osnowę, na której ów tekst
(pochodzący spod piór znamienitych poetów) nabiera blasku, staje się czytelny i zrozumiały dla
wszystkich. I nawet nie ma znaczenia, że niekiedy wersyfikacja tekstu nie zawsze pokrywa się z
muzyczną frazą, bowiem chodzi tu przede wszystkim o nastrój - określony zresztą przez warstwę
poetycką utworu. Można więc było obawiać się, że owa fascynacja nastrojem zaważy na muzyce,
uczyni ją wydumaną, przestylizowaną, nieprawdziwą. Tymczasem tak nie jest. Owszem, mamy do
czynienia ze stylizacją - już to romantyczną, już to ludową - jednak wszystko to podane jest tak
subtelnie, że można by pomyśleć, iż tekst i muzyka narodziły się w tym samym czasie.
Najważniejsza w tej muzyce jest jednak jej niesłychana prostota - jakiś motyw, prosta figuracja,
lekka melodia. A przy tym skromna instrumentacja i powściągliwość muzyków. Wanda Warska
śpiewa te piosenki niby dla siebie, bardzo intymnie, ''do wewnątrz". I to właśnie sprawia, że stają
się one jeszcze bardziej poetyckie i – rzekłbym - eteryczne. Największe, jak sądzę, wrażenie
wywołać może piękna ''Kołysanka" z ''Nieboskiej komedii" Krasińskiego, ''Przy kościółku" do
figlarnego tekstu Słowackiego, czy ''Czułość" Norwida. O ile jednak Warska trafia w samo serce tej
muzyki to ekstrawertyczna ekspresja Niemena budzić może niekiedy irytację, lub co najmniej
rozbawienie, bo nawet frywolny tekst ''Mazurka" Karpińskiego podany jest w tonie dramatycznej
rozpaczy. Tak samo niepojęte jest zawodzenie muezzina w ''Romancy Cherubina". Co ma
wspólnego islam z Beaumarchais?... In plus można jednak zaliczyć interpretację ''Mojego psalmu"
Norwida i ''Dobranoc" Mickiewicza. Zatem jeśli lubi ktoś poezję i dobrą, subtelną muzykę - płytę
tę gorąco rekomenduję.

Zainteresowanych informuję, że można również nabyć kasetę z tymi nagraniami (CKOO4, cena 80
zł).

KAZIMIERZ CZYŻ

Kangie

1972 JAZZ nr 10

Magazyn "Jazz", październik 1972

   Niemen jakiego nie podziwiamy

   Krzysztof Jacuński

W sierpniu w gdańskim "Żaku" koncertowała Grupa Czesława Niemena. Uznanie, z jakim spotkały się występy ze strony publiczności (nie tylko młodzieży, ale i starszych) pokrywało się z przychylnymi recenzjami krytyków krajowych i zagranicznych. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie pewne ''ale". Część słuchaczy wyniosła ze wspomnianych koncertów, dość nieprzyjemne wrażenia z powodu denerwującej postawy Niemena na estradzie, wskazującej na to, że lekceważy sobie publiczność. 8.VIII. br. muzycy spóźnili się (na własny koncert!) o 30 minut, nie przepraszając publiczności. Niemen na szczęście ograniczył do minimum swoje ''dyskusje" ze słuchaczami, ale co najmniej szokująco zabrzmiała jego zapowiedź: ''Teraz zagramy utwór, którego tekst pochodzi z repertuaru Iwaszkiewicza"... Po zakończeniu zaś I części koncertu powiedział: ''Spotkamy się za 15, a może za 30 minut".

A przecież grupa reprezentuje wysoki poziom i na pewno jesteśmy tzw. wdzięczną publicznością, więc na cóż się zda taka lekceważąca postawa?

                                                                          KRZYSZTOF JACUŃSKI
                                                                         (Gdańsk)

Kangie

#309
1972 październik nr 10 (130) Gdańsk
Litery tygodnik społeczno-kulturalny wybrzeża
Cena młodości

Minęło jedenaście lat. Stanął na tej samej scenie, na której rozpoczynał karierę muzyczną.
Wówczas Czesław Wydrzycki, dzisiaj Niemen. Klub studencki ,,Żak"; sala teatralna - największe
pomieszczenie klubowe - szczelnie zapełniona ludźmi. Około 600 - 700 osób. Tyle przychodzi
każdego dnia (od l - 10 VIII), żeby wysłuchać kilku piosenek. Gdyby śpiewał jedną piosenkę, też
by przyszli.

Przedostatni dzień koncertów. Andrzej Langowski po raz szósty przyjechał z Tczewa specjalnie
na występ Niemena. Błażek, gdańszczanin, opuścił tylko jeden koncert. Siedemnastoletni Wiesiek
Jackiewicz, uczeń technikum plastycznego, prosi żeby numer ,,Liter", w którym będzie artykuł o
Niemenie, ukazał się w zwiększonym nakładzie. Wiesiek mieszka w Katowicach, obawia się, że
może mieć trudności z nabyciem wybrzeżowego miesięcznika. Bodaj najstarszym na widowni jest
Edward Tłustowski, lat 54, magister prawa, nauczyciel technikum samochodowego we Wrocławiu.
Razem z synem Jackiem, studentem politechniki, siedzą tuż przed sceną.

Występy ,,Grupy Niemen". Miały to być wieczorki taneczne - tak przekazywała zamysł
organizatorów prasa codzienna. Ale jak w tej ciżbie tańczyć ? A gdyby nawet było miejsce, to
charakter utworów nakazywał słuchać. Począwszy od pierwszego występu, imprezy samorzutnie
zmieniały się w koncerty. Usunięto stoliki i krzesła, żeby nie zajmowały cennego miejsca. Setki
młodych ludzi rozsiadło się na podłodze. Przyszli wcześniej godzinę, pół godziny przed
rozpoczęciem imprezy. Mniej zapobiegliwi tłoczą się przy drzwiach. Ci nie mogą usiąść. Z
korytarza napiera tłum spóźnialskich. Piętro niżej, w drzwiach klubu, rzesza dopraszających się o
bilety wstępu. Zrezygnowani, gromadzą się na placyku przed klubem, pod otwartymi drzwiami sali,
gdzie odbywa się misterium.

Na scenie on i zespół: Jerzy Piotrowski - perkusja, Józef Skrzek - gitara, skrzypce, organy,
harmonijka ustna, Antymos Apostolis - gitara. Antymos Apostolis, Grek z pochodzenia,
siedemnastoletni chłopak, niezwykle uzdolniony muzycznie. Najlepszym, muzykiem w zespole
jest Józef Skrzek, kilka lat starszy od Antymosa, absolwent średniej szkoły muzycznej w klasie
fortepianu. Równie dużej klasy muzykiem jest Jerzy Piatrowski. Razem z Niemenem grają od
niedawna, od listopada ubiegłego roku. Niebiesko-Czarni, pierwszy zespół, z którym Niemen
występował u początków swej kariery, dawno zniknął z firmamentu sław muzycznych. Potem były
inne zespoły, zmieniały się, ginęły nie wytrzymując próby czasu. Niemen z tych prób wychodził
zwycięsko.

Mały czarny krążek - płyta Niebiesko-Czamych, solista Czesław Wydrzycki śpiewa ,,Czy mnie
jeszcze pamiętasz". Stare dzieje. W międzyczasie nagrał kilkanaście płyt w kraju i za granicą.
Ostatnia, nagrana dla zachodnioniemieckiej wytwórni CBS płyta długogrająca zatytułowana
,,Dziwny jest ten świat". Tytuł stary ale piosenka nowa, inna wersja, w aranżacji Józefa Skrzeka.
Ta piosenka w pierwotnej wersji ugruntowała jego popularność. Dała mu zwycięstwo na festiwalu
w Opolu, rozgłos poza granicami kraju. Niemen, autor słów, muzyki i wykonawca, zaprezentował
w tej próbce już ukształtowaną indywidualność. Rozpalił tą piosenką namiętności, zyskał wielu
zwolenników, ale i przeciwników odezwało się niemało. Nie podobał się szczególnie Niemen -
autor tekstu. Rozgorzały spory: jaki jest nasz świat, dziwny, czy też nie? Może -nie chodziło o istotę
sprawy, a przede wszystkim o ten ,,ogień", w którego blasku korzystnie było stawać...
Dzisiaj Niemen śpiewa ,,Piosenkę dla zmarłej" do słów wiersza Jarosława Iwaszkiewicza pod tym
samym tytułem, ,,I've been loving you" Otisa Reddinga, ,,Marionetki" Cypriana Norwida i ,,Z
pierwszych ważniejszych odkryć" - słowa Leszka Moczulskiego.

Od pierwszego akordu widownia trwa w zasłuchaniu. Co pewien czas gwałtownie rozlegają się
brawa, niczym deszcz rzęsisty dźwięczą... i cichną równie gwałtownie, ustępując przemożnej
muzyce. Na scenie przy organach Hammonda - Niemen gra i śpiewa. Twarz o nieco satanicznym
wyglądzie, blada, zarysowana ostro czarnym zarostem, długimi włosami. Jest w samej podkoszulce,
granatowej z białym wzorem na piersiach, w ciemnych spodniach, bosy. Sylwetka raczej
muskularna, wzrost średnio-wysoka. Pozostali muzycy ubrani podobnie, włosy Apostolisa i
Piotrowskiego sięgają ramion. Strój, wygląd jest komponentem całości. Jaka to jest muzyka? Czy
jest to jazz, czy big-beat, czy reprezentuje kierunek soul czy też folk-musik? Brak dla niej
adekwatnej klasyfikacji, podobnie jak: nieprecyzyjnym jest dla niej tradycyjny zapis nutowy. Są w
tej muzyce motywy z różnych kierunków - ślady poszukiwań muzycznych, ale ona sama biegnie
dalej, mija utarte ścieżki...

Tworzenie nowej muzyki. Własną indywidualnością trzeba przesunąć granice wyznaczone przez
poprzedników, z tego co już było w muzyce stworzyć nową muzykę, odległą i bliską zarazem
dotychczasowej. Widownia w tym uczestniczy, jest niczym wywoływacz przy produkcji zdjęcia,
jest i światłem.

Współczesna muzyka, współczesny koncert. Na podłodze siedzą ubrani kolorowo, z rozmaitością
wielką, z różnymi fryzurami - młodzi ludzie, jeśli już nie ciałem to z pewnością młodzi duchem, z
różnych stron Polski, sporo Węgrów, Niemców, Czechów, Anglików. Słuchają, nie zwracają uwagi
na niewygodę, na duchotę wyciskającą pot. Diametralnie inaczej niż bywało na koncertach
Niemena, czy też innych muzyków tzw. ,,mocnego uderzenia" kilka lat temu. Nie trzeba eskorty
milicji, prasa nie donosi o zdewastowanych obiektach, o ekscesach. W czasie koncertów Niemena
w ,,Żaku" nie interweniowała ani razu milicja, obyło się bez większych interwencji służby
porządkowej.

Po własnych próbach pisania tekstów Niemen sięgnął do zbiorów uznanych poetów. Asnyk,
Iwaszkiewicz, Kubiak i najbogatsze źródło: Cyprian Norwid, Powstały utwory do słów Norwida
,,Bema pamięci żałobny-rapsod", ,,Italiami Italiami" i inne. Gdański poeta, sceptyk nie byle jaki, po
ukazaniu się płyty ,,Niemen enigmatic" pisał na lamach ,,Liter": ,,(...) cała strona poświęcona jest
interpretacji wiersza Norwida - ,,Bema pamięci żałobny - rapsod". Nagranie muzyczne znakomite.
(Na kopercie widnieje informacja, że kompozytorem muzyki jest sam Niemen). Jest to kompozycja
pozornie prosta, utrzymana w klimacie chorału i być może słuchanie tego byłoby nudne, gdyby nie
Niemen - śpiewak. Prosta melodyjka jest nasycona indywidualną interpretacją; Niemen .,,mocuje"
się z trudnym tekstem i wcale nie ponosi porażki. W ,,rapsodzie" ukazał się nam Niemen nie tylko
jako ,,zjawisko głosowe" ale po prostu jako ,,zjawisko muzyczne". W całym tego słowa znaczeniu.
Głos Niemena w muzyce, którą tworzy razem z zespołem jest najważniejszym instrumentem.
Instrumentem doskonałym. Dźwięczy w nim cale bogactwo ludzkich uczuć, których nie potrafi tak
dobrze przekazać Niemen - muzyk, Niemen - autor tekstu. Chyba nie jest intelektualistą, nie jest
filozofem i chyba.,, nie trzeba go o to podejrzewać. Jest muzykiem - śpiewakiem, świetnym
rzemieślnikiem w swoim rzemiośle i twórcą.

Cyprian Norwid, to - jak napisał współczesny krytyk - ,,genialny pisarz, poeta niepokoju
moralnego i obywatelskiej współczesności, patron nowoczesnej poezji polskiej". Żeby rozumieć
niepokoje moralne, które przeżywał wielki klasyk, trzeba samemu przeżywać współczesne
niepokoje. Wrażliwość może wyrażać się w poezji, może również wyrażać się w muzyce. Niemen
potrafi wyśpiewać nastrój niepokoju poezji Norwida. Kiedy śpiewa ,,Marionetki", w przejmującym
krzyku odżywa skarga poety:

Jak się nie nudzić na scenie tak małej,
Tak niemistrzowsko zrobionej,
Gdzie wszystkie ideały grały
A teatr życiem płacony
Słyszy się dialog poety z własnym losem, z nudą - samotnością. Pełne goryczy słowa skargi
nabrzmiewającej w kolejnych zwrotkach ironią:
Lub jeszcze lepiej - znam dzielniejszy
sposób
Przeciw tej nudzie przeklętej:
Zapomnieć ludzi a bywać u osób,
- Krawat mieć ślicznie zapięty!...


Niemen przekazuje tylko ,,część" Norwida, psychologiczno-emocjonalną sferę wrażeń, jaką
dostarcza jego poezja. Norwid-intelektualista, filozof - nie ostaje się w tekście piosenki, przy
dźwiękach muzyki nie dociera do słuchacza. Nie cała to poezja Norwida, ale to co jest -
niezafałszowane, prezentuje się bogato.

Kiedy skończył się koncert, z głębi sali ruszył w stronę sceny młody chłopak, obnażony do pasa.
Przeciskał się przez tłum wznosząc nad głowami pęk czerwonych goździków. Wręczył Niemenowi.
Brawa nie milkły. Mistrz uległ. Zaśpiewał ,,Dziwny jest ten świat" (w nowej wersji). I znowu
gromkie brawa i... sto lat, zaintonowane spontanicznie, podchwycone powszechnie. Ociągając się
publiczność opuszcza salę. Nie wszyscy. Kilkadziesiąt osób będzie czekać. Godzinę, półtorej.
Niemen przesłuchuje taśmę z nagraniem ,,na żywo" zakończonego właśnie koncertu. Analizuje co
było dobre, co złe. Mały magnetofon ,,Uher" jest nieodłącznym atrybutem Niemena. Muzyka,
granie, słuchanie, myślenie o niej zajmuje mu większość czasu. Kilkanaście lat z muzyką, tylko z
muzyką. Co inne nie liczy się, Ile trzeba grania, jakiej koncentracji, by znaleźć ten jedyny dźwięk?
Przez te dziesięć pięknych słonecznych dni pobytu na Wybrzeżu czas mieli podzielony na koncerty
i próby, kilkugodzinne poszukiwania nowej muzyki, brzmienia.
Kiedy Niemen wyjdzie z garderoby, oczekujący podsuną mu notesy i zdjęcia prosząc o autograf.
Będzie trwał długo ten przemarsz do klubowej kawiarni na kolację. Tutaj otoczą go nadskakujący
przyjaciele, kilka dziewczyn, aż do przesady ładnych i zgrabnych.
Po Monachium, gdzie Niemen z zespołem wystąpił na ,,Jazz Now" - jednej z najważniejszych
imprez muzycznych poprzedzających olimpiadę, odbywa tournee po Belgii, Danii, Finlandii,
Szwajcarii. Z pewnością odniesie tam sukcesy, tym ważniejsze, że w kraju niechętni są mu
dystrybutorzy ,,przemysłu muzycznego", nie godząc się na jego występy na festiwalach w Opolu, w
Sopocie, w telewizji.

Chciałby też mieć własny dom. Móc wracać do niego. Jedenaście lat włóczęgi po hotelach,
samotności. Są chwile, że tego wszystkiego ma bardzo dosyć, dosyć... Ale czym byłby bez muzyki?
Kiedy zaczynał muzykować, śpiewając ,,Malagenię" w ,,Żaku", żona mówiła: ,,weź się do uczciwej
roboty". Dzisiaj nie ma żony. Jego córka ma dwanaście lat, ale on nie ma córki... Coś za coś...,
chociaż proporcje me muszą być równe.

Tadeusz Woźniak

Kangie

1972 JAZZ nr 11
Magazyn "Jazz", listopad 1972

   Co nam pozostało?

   Olgierd Pazero o JJ'72 

Co nam pozostało po tych czterech dość ciężkich dniach? Tegoroczne ''JJ - 72" było bardzo dobrze obsadzone. Był Cannonball, Mingus, Jimmy Smith i Stańko. To, że byli i grali nie jest rzeczą zasadniczą. Ważne jest co i jak grali. Koncerty odbywały się pod znakiem anty-jazzu. W taki też sposób nasza czcigodna publiczność mogła je odebrać, mógł to też zauważyć co trzeźwiejszy krytyk, no a muzycy chyba mieli takie a nie inne założenia?...

Przypomnijmy sobie więc niektóre przeżycia festiwalowe:

Michał Urbaniak dobrze gra na skrzypcach, a jego eksperymenty elektroniczne nie ustępują w niczym temu, co się słyszy dobrego na Warszawskiej Jesieni. Kwintet Adderleya był wyraźnie zmęczony (przyleciał zaledwie trzy godziny przed występem), ale mimo tego dowiódł, że jest na samym Szczycie wśród plejady muzyków USA i trudno go będzie stamtąd zrzucić. Jimmy Smith jest na pewno wartościowym muzykiem, lecz u nas zbytnio przereklamowanym; mimo, że nie tylko rytmicznie skopał organy Sadowskiego to naprawdę nie zawiódł obsadą swoich ''friends" - a najbardziej cennym w jego spektaklu był Kenny Burrell.

I tak minęła pierwsza noc festiwalu. Zespoły występujące: następnego dnia były dobre, ale zatrzymując się na chwilę tylko przy Mingusie trzeba przyznać, że nie pokazał on tej precyzji jaką prezentuje na płytach.

W sobotę (a najlepiej, żeby jej wcale nie było na tym naszym kochanym festiwalu) nadciągnęły czarne chmury nad estradę. Że Komeda był jazzmanem - dobrze wiemy. Natomiast nie bardzo wiadomo, dlaczego Grupa Niemna występowała na festiwalu jazzowym. To że grała muzykę Komedy nie świadczy o tym, że powinna grać z muzykami tego pokroju co Stańko, Namysłowski czy Studio Jazzowe Polskiego Radia.

W niedzielę odetchnęliśmy przy taktach muzyki klasycznej (albo - jak kto woli - pseudoklasycznej) i mógł się podobać Ossian. Wieczorem cały show należał do Stańki. Grał coś takiego, co z łatwością można by ''złapać w garść" i powiedzieć: nareszcie mamy się czym pochwalić! Dziś Stańko jest prekursorem rzeczy przedziwnych, wdzięcznych i wprost nie jazzowych, jeśli to, co nazwiemy u niego formami jazzowymi, za rok, a może nawet wcześniej będzie znakomitym przykładem rock-jazzu. Aż szkoda, że na tym koncercie dostrzegło się sporo pustych miejsc na widowni. Tak więc odniosłem wrażenie, że tegoroczny festiwal przebiegał pod znakiem rocka; istniejąca dotychczas dychotomia pomiędzy rockiem i jazzem zdawała się nie istnieć na warszawskim spotkaniu. Cannonball Adderley powiedział za kulisami, że: ''dzisiaj już właściwie nie mamy więcej Nowych Orleanów". I dla potwierdzenia tego byliśmy przecież świadkami, że jego zespół jest jazzującą grupą rockową, nie zaś niewolnikiem jakiegoś stylu. To, że grali przed polską publicznością nie miało dla tych muzyków większego znaczenia. ''Był czas, że Amerykanie byli bardziej przyzwyczajeni do jazzu niż inni ludzie, a to dlatego że mieli tego jazzu więcej. Dziś natomiast niektórzy widzowie w Europie są lepiej poinformowani i więcej wiedzą o co chodzi, aniżeli Amerykanie". To z kolei powiedział Nat Adderley.

I co nam właściwie dziś pozostało? Na pewno mamy dziś więcej rock-and-roll-fanów aniżeli melomanów jazzowych. Dlaczego? Po prostu ''wszystko jest dobre i wszystko idzie". Publiczność dziś nie zanadto przepada za jazzem, nie dlatego, że słabi są wykonawcy (a i tacy bywają), czy kompozytorzy. Ona nie lubi treści i wartości, jakie ta muzyka obecnie stara się dać. Nic więc dziwnego, że muzycy ,,ongiś jazzowi" grają to, co publiczności się podoba, a nie to, co chcieliby grać.

Gdy tak myślę o tym, co się działo na scenie Sali Kongresowej, przypomina mi się pewna historyjka ze średniowiecza o pewnym muzykancie, który grywał na gitarze. Ponieważ swoim instrumentem rozleniwiał mieszkańców postanowiono go zamknąć. O tym, że słyszeliśmy kilku rozleniwiających nas muzyków każdy obiektywny krytyk czy przeciętny posiadacz biletów na tegoroczne ''święto jazzu" na pewno zauważył. Z tą różnicą tylko, że nikogo u nas - chłonnych na przeżycia muzyczne - za rozleniwianie jeszcze nie zamknięto.

                                                                             
                                                                                   OLGIERD PAZERO

Kangie

Wydawnictwo Muzyczne Kraków, grudzień 1972 r.
Sewen Marek  Czesław Niemen

Fragment:

,,- Czy jest nadzieja, że usłyszymy pana kiedykolwiek w repertuarze bardziej tradycyjnym ? Czy zboczy pan na chwilę z drogi, którą pan sobie teraz wyznaczył? Nie tak dawno nagrał pan płytę z piosenkami Andrzeja Kurylewicza. Niektóre wspólnie z Wandą Warską. Wykonanie przez pana tych piosenek było w pewnym sensie nawrotem do pana początków, do dawnego - stylu... Czy w przyszłości można więc oczekiwać podobnych propozycji?
- Być maże... Jestem przecież piosenkarzem. Mam nawet w planach nagranie piosenek, które kiedyś śpiewałem z gitarą jeszcze w szkole.. Są to pieśni ludowe, rosyjskie. Nie wiem, czy uda mi się wykonać je tak jak dawniej - tradycyjnie. Widzę zaś w nich duże możliwości ukazania mych nowych pomysłów interpretacyjnych; melodyjność tych piosenek pozwala na to...
- Czy lubi pan udzielać wywiadów?
- Nie bardzo
- Dziękuję za szczerość
- Nie lubię - ale czasami muszę się przemóc i zdecydować na skupienie. Kiedy się już zdecyduję stwierdzam, że miło mi się rozmawia - ot, choćby jak teraz. I o dziwo, zaczynam dużo paplać, choć zazwyczaj jestem małomówny."

Kangie

Niemen w CBS
STRANGE IS THIS WORLD

- NIEMEN - CBS S 64 896 (wersja stereo)
strona A - Strange Is This World; Why Did You Stop Loving Me;
strona B - I've Been Loving You Too Long; A Song For Deceased.

Płytę nagrali: Czesław Niemen - śpiew, organy Hamraonda; Józef Skrzek - fortepian, organy Hanamonda, harmonijka ustna, gitara basowa; Antymos Apostoiis - gitara; Helmut Nadolski - kontrabas, instrumenty perkusyjne; Jerzy Piotrowski - perkusja. Studio Union w Monachium (NBF), styczeń 1973.

Żaden chyba z polskich wykonawców nie otrzymał od swoich (zachwyconych czy zbulwersowanych) słuchaczy tylu przydomków, co on - Niemen. Ale też, przyznajmy to bezstronnie, zasłużył na nie: ,''Tom Jones Wschodu'', ''Niespokojny Duch Polskiej piosenki", ''Światowid Polskiego Beatu". Ze wszystkimi na ogól zgadzam się, ale do tej ostatniej ''etykietki" mam pewne zastrzeżenia - jest nieścisła. Policzmy bowiem: śpiewane z towarzyszeniem gitary ballady południowoamerykańskie - to raz, przynależność do Niebiesko-Czarnych - to dwa, współpraca z Akwarelami - to trzy, próby (nieudane) wejścia na rynek piosenki włoskiej - to cztery. Tyle twarzy ma Światowid, ale Niemen?! - Piosenki-wiersze to piąty etap jego rozwoju. Wreszcie szósty - misteria beatowo-jazzowe, jakie ostatnio uprawia. Wiadomość o wielkim powodzeniu Niemena w NRF (przypominam: wspólny koncert z grupą Jacka Bruce'a) przyjąłem nieufnie - wszak tyle razy próbował on ''zdobyć" publiczność krajów zachodnich, wszak tyle razy nie udawało mu się to... Ale gdy za sukcesem estradowym przyszło nagranie dwu płyt (singla i longplaya), płyt przyjętych prawie entuzjastycznie - mój sceptycyzm ustąpił: a więc - wreszcie udało mu się. To dobrze.

Jaka szkoda, że tej płyty Niemena nie mu u nas w sprzedaży: bezbłędne (muzycznie i technicznie nagrania) stanowią kronikarski przykład kolejnych artystycznych zainteresowań wykonawcy w pierwszym półroczu 1972 roku a więc po przygotowywanym nowym albumie z piosenkami-wierszami, ale przed przygotowywanym nowym polskim longplayem). Niemen zdumiewa nieprawdopodobnymi wprost warunkami wokalnymi (co za skala głosu!), nieprzeciętna, pomysłowością aranżacyjną (która to już wersja ,,Dziwnego świata"?), wreszcie - wirtuozerską grą na organach Hammonda.

Muzyka Niemena jest trudna, Jego artystyczne propozycje - kontrowersyjne, dobór instrumentalistów (przykładem - basista) - co najmniej zastanawiający. I jeśli nawet po pierwszym wysłuchaniu longplaya muzyka Niemena drażni, to po pewnym czasie uczucie to mija, ustępując miejsca zdumieniu (czyliż naprawdę marny tak wspaniałego artystę?!), dumie i zadumie (dlaczego nadal nie doceniany). To dobrze, że Polskie Radio prezentuje słuchaczom utwory z omawianego longplaya tego artysty. Szkoda jednak, że Polskie Nagrania nie mogą (może nie próbują?) porozumieć się z firmą CBS w sprawie polskiej reedycji płyty. Nawet droższa, na pewno znajdzie nabywców. Bo autentycznych melomanów jest w naszym kraju więcej niż się przypuszcza.

Dariusz Michalski

Kangie

Oj dziwny jest ten świat, nie muszę chyba tego nikomu przypominać. Wszyscy odczuwamy czasem coś co można było by określić jako wielki, nieopisany smutek, wrogość w stosunku do tego czego nie potrafimy zrozumieć, pojąć, ani nawet w minimalnym stopniu zaakceptować. Każdemu z nas czasami, a nawet częściej, przytrafia się coś złego; zrządzenie losu, które spada na nas niczym grom z jasnego nieba. Podobnie jest z płytą Strange is this World, spada na nas jak grom i nie pozostawia obojętnym. Ale zamiast filozofować, jak przed chwilą to uczyniłem, przejdźmy do samej płyty. Stanowi ona początek nowego etapu w twórczości artysty, być może najbardziej awangardowego i twórczego. Ponadto to właśnie z tą płytą rozpoczyna się współpraca z zachodnim koncernem płytowym CBS. Longplay ten Czesław Niemen nagrał w Monachium, z nowymi muzykami. U boku artysty pojawił się multiinstrumentalista Józef Skrzek z pozostałym dwoma muzykami późniejszego SBB, czyli Jerzym Piotrowskim oraz Antymosem Apostolisem. Oprócz tego do współpracy nad płytą Czesław Niemen zaprosił freejazzowego mistrza gry na kontrabasie - Helmuta Nadolskiego, o którym to sam Niemen miał kiedyś powiedzieć, iż łamie powszechnie przyjęte schematy gry na kontrabasie. Jest mistrzem swojego instrumentu. Stworzył własną muzykę nacechowaną niewiarygodną wprost siłą ...

Co powstało z takiego połączenia muzycznych indywidualności? Album składa się z czterech utworów. Tytułowy utwór to - mogąca szokować bądź też fascynować - aranżacja utworu Dziwny jest ten świat. Najpierw mamy atonalny, improwizowany wstęp kontrabasowy, aby zaraz potem usłyszeć Niemen niesamowicie wykrzykującego początek tekstu. Następnie dołącza do niego akompaniament nieco podobny do pierwotnej wersji, jednak w dalszej części utwór charakteryzuje się mniej charakterystyczną melodią, pojawia się freejazzowe intermedium z dominującym kontrabasem i improwizacją organów. Kolejny utwór Why Did You Stop Loving Me Charakteryzuje się ostinato dzwonów, które służy za kanwę tego utworu. Melodia wokalna jest dość wątła, chwilami też przypomina o słabości Niemena do soulu. Jest tu folkloryzująca wstawka wokalna, pod koniec z tak lubianym przez naszego artystę własnym, studyjnym -wielogłosem ; jest bluesowa część z równoczesną improwizacją gitary i kontrabasu arco, jest wreszcie - tak bardzo bluesowy - dialog gitarowo-wokalny. Nie sposób również nie zauważyć jak bardzo Niemen lubił wykorzystywać własny głos w formie swoistego instrumentu, któremu nadawał przeróżne odcienie i zabarwienia, co jest charakterystycznie praktycznie dla całej płyty. Mniej intrygująco wypada kolejny utwór I've Been Loving You Too Long, czyli niemenowska wersja utworu Otisa Reddinga, mistrza soulu. Mimo to i ten utwór nacechowany jest niemenowski pierwiastkiem, który nie pozwala być obojętnym na tę muzykę, która dociera momentami na samo dno ludzkiej duszy. Na samym końcu mamy chyba najlepszy utwór na całej płycie, mianowicie angielskojęzyczną wersję Piosenki dla zmarłej, czyli A Song For The Deceased. Jest to utwór w pewien sposób łączący Niemena z czasów Rapsodu z Niemenem jeszcze bardziej awangardowym. Otwarcie to kontrabasowo-organowe szaleństwa. A wokalno-instrumentalna część to prosta, lecz jednocześnie, co może się wydawać paradoksalne, nie łatwa melodia, wychodząca poza tonację. Rzecz ma swoje kulminacje z dysonansami, z zagęszczeniami harmonii, a kontrabasowe dźwięki oraz solo gitary na pewno dodają całości charakteru i niebywałej mocy.

O albumie tym sam Czesław Niemen powiedział: starałem się wprowadzić coś nowego, oryginalnego do rocka. I taki właśnie jest ten album, pełen innowacji i nowych rozwiązań oraz bardzo ciekawych i interesujących eksperymentów. Dla wielbicieli pana Wydrzyckiego album ten jest koniecznością, dla wszystkich innych może być ciekawym doświadczeniem muzycznym i jednocześnie inspiracją do zadania sobie bardzo ważnych pytań dotyczących sensu życia i śmierci oraz kondycji współczesnego człowieka. Innymi słowy pod żadnym względem album ten się nie zestarzał i nie stracił na swej aktualności, Zresztą tak jak zawsze zachęcam abyście przekonali się sami. A już na sam koniec ocena, bowiem tym razem postanowiłem, niczym nadgorliwy nauczyciel wystawić recenzowanej płycie ocenę i po długim zastanowieniu niech będzie to 4.5 sam nie wiem w sumie dlaczego dokładnie taka ale jedno wiem na pewno, tak dobra płyta nie zasługuje na niższą ocenę.

Napisał Mariusz Jaszczyk

Kangie

  Czesław Niemen (Amiga)
     
   Utwory:

01. Nie jesteś moja
02. Zechcesz mnie, zechcesz
03. Wróć jeszcze dziś
04. Gdzie to jest
05. Dziwny jest ten świat
06. Mój pejzaż
07. Jednego serca

Wydania:

Typ    Rok    Wydawnictwo                            Numer      Kraj
LP    1972    Amiga                                      8 55 309    DE


kos

Czesław Niemen mówił o niej: "Moja pierworodna", bliscy- "Misia"... Najstarsza córka artysty Maria Gutowska.

http://www.prk24.pl/37939797/misia-grazyna-preder
http://slawek-orwat.blogspot.com/2019/03/by-pera-i-wyjatkiem-wyodrebnionym-z.html

kos

Big beat M.Karewicz

  frag.

Jechaliśmy kiedyś autem Czesława do Trójmiasta. Pogodę mieliśmy świetną, samochód był duży, a my jechaliśmy tylko we dwójkę, więc mieliśmy okazję, by sobie szczerze pogadać. Wytłumaczył mi wtedy kilka rzeczy, których w nim nie rozumiałem. Powiedział, na przykład, coś takiego: - Jak mogę mieć dobre zdanie o kraju, w którym się urodziłem, wychowałem i chodziłem do szkoły, a który robił wszystko, by obrzydzić nam życie? W pewnym momencie władze białoruskie zażądały, abyśmy oficjalnie zadeklarowali swoją narodowość. Czuliśmy się Polakami, więc wybór mieliśmy jeden, ale od tego momentu nasze kłopoty zaczęły się gwałtownie piętrzyć. Nie żebym się skarżył, bo nikomu wtedy nie było tam lekko. Czasem szykanowano nas mocniej, czasem słabiej. Kiedyś dostałem zakaz wstępu do domu kultury, gdzie stało jedyne w mojej miejscowości pianino. Chciałem się uczyć, a oni mi odmawiali: ,,Wy Poliak, nie Ruskij. Nie nada". Wedle oficjalnej wykładni, Białorusini byli Rosjanami, choć nieco gorszej kategorii. Polacy, według tej sowieckiej hierarchii, plasowali się jeszcze szczebel niżej. Kochałem ten kraj, ale chciałem żyć normalnie. Czułem się z tym potwornie zmęczony i woleliśmy z rodzina wyjechać do  prawie nieznanej nam Polski, niż dalej się użerać. Tutaj też nie mieliśmy lekko, ale przynajmniej jakoś normalniej.

kos

  Antalogia polskiej muzyki elektronicznej

fragment

Po raz kolejny nagrany przez samego Niemena album przynosił muzykę o elektronicznym rodowodzie, zbudowaną w oparciu o mechaniczne rytmy automatu perkusyjnego i programowane w MIDI syntezatorowe partie, którym jednak towarzyszyły żywe improwizowane partie solowe i jak zwykle sugestywny, pełen emocji śpiew. Artysta mimo tego zdecydowanego zwrotu ku elektronice podkreślał w wywiadzie dla ,,Magazynu Muzycznego" w 1989 roku: ,,Starałem się, żeby elektronika nie przesłoniła treści. Z całego systemu Yamahy wykorzystałem tylko dźwięki naturalne: harfowe, organowe. Jest tu trochę efektów przeniesionych za pomocą samplerów z moich dawnych instrumentów elektronicznych - z Synthi AKS, z Minimooga. Ale głównym źródłem dźwięków dla mojej komputerowej aparatury były brzmienia zwykłych instrumentów. Chodziło mi o to, żeby można to było odebrać jako żywy zespół". Z kolei o fascynacjach muzycznych, które towarzyszyły mu podczas wieloletniej pracy nad albumem, mówił: ,,Jeśli już można mówić o jakichś wpływach na ostateczny kształt Terry, to należy wspomnieć o Peterze Gabrielu i Kate Bush, u której gagi aranżacyjne są kontynuacją muzycznego myślenia Franka Zappy". Pomimo bez wątpienia dużej wartości artystycznej, album Terra deflorata, wymagający od strony muzycznej i stojący w sprzeczności z panującymi muzycznymi modami, nie mógł liczyć na sukces komercyjny. To sprawiło, że Czesław Niemen, choć nie przerywał pracy nad nowymi kompozycjami, bez entuzjazmu myślał o ich publikacji. W 1997 roku na łamach ,,Tylko Rocka" deklarował nawet: ,,Mam strasznie dużo materiału. I można byłoby wydać płytę. Tylko że po ukazaniu się Terry defloraty - oprócz dobrych recenzji - były zupełnie kretyńskie wypowiedzi ludzi, którzy udawali znawców i mieli posłuch u szerszej publiczności. A szczególnie załamało mnie podejście niektórych znanych radiowców. I pomyślałem sobie: »czy ja muszę nagrywać płyty?« . Kiedyś uważałem, że dobrze byłoby co rok nagrywać nowy materiał. A teraz uważam, że jeżeli nie wydam nic, to świat się nie zawali".

kos

   2015 I 11 Angora
   Domek bez adresu

kos

2014 III [10] Nie

kos

Gazeta Lubuska - kalendarz na 2015

kos

Tele tydzień 2013 /5

kos

2012 I 29   Gość Niedzielny
   
      Artysta niepoznany



kos

Gazeta Lubuska 2009 III

kos

  2010/1 Lizard

  frag.
Nagrania na ,,czerwony album" powstawały w ciągu dwóch miesięcy: w grudniu 1970 r. i w styczniu roku następnego. Warto chyba wspomnieć, iż związany z artystą od dzieciństwa stryjeczny brat, Romuald Juliusz Wydrzycki, aktywnie działał podczas strajku szczecińskich stoczniowców. Słynny kuzyn bardzo przeżywał, gdy kilka lat później po jego wizycie w Szczecinie przeprowadzono drobiazgową rewizję w mieszkaniu Romualda. Nastrój społecznej klęski poraża w niemal proroczym wierszu Cypriana Norwida, którego tytuł (,,Aerumnarum plenus") można tłumaczyć jako ,,Przepełniony smutkiem":

              Więc to mi smutno - aż do kości smutno,
              I to - że nie wiem, czy ten ludzi stek
              Ma już tak zostać komedią-okrutną
              I spać, i nucić, spięć: ,,To - taki wiek"

                               (,,Auremnarum Plenus", C. Norwid)