Czesław NIEMEN

Zaczęty przez GregWatson, Luty 19, 2018, 20:39

Poprzedni wątek - Następny wątek

Kangie

#100
PHILOSOPHIE & MUSICE
Księga Pamiątkowa z okazji Jubileuszu 75-lecia urodzin Prof. Stanisława Ziemiańskiego SJ
Kraków 2006, Ignatianum - WAM
Stanisław Pamuła
ŻYCIE CZESŁAWA NIEMENA l JEGO WIZJA SACRUM

Fragment:

(...) Muzyczne zainteresowania Czesława sprawiły, iż zaczął się uczyć w szkole w klasie fagotu-->8.
Rozpoczynając naukę w tej szkole pragnął też uzupełnić wykształcenie muzyczne i od strony
formalnej czynił to w zakresie szkoły podstawowej i pierwszego roku szkoły średniej. W 1962 r.
usunięto go ze szkoły. Nie miał w tym okresie ani własnego mieszkania, ani wystarczających
środków do życia. Zatrzymał się w Warszawie, jednak i tam nie było widoków na spokojny pobyt.
Na szczęście w 1963 r., po udanych występach w Sopocie, zostaje zaproszony do paryskiej
''Olimpii" z zespołem Niebiesko-Czarni. Od tego czasu używał pseudonimu ''Niemen", nawiązując
do swego dzieciństwa, ulubionej rzeki i swego ''lipowia". W końcu lat siedemdziesiątych
postanowił pojechać w odwiedziny do Wasiliszków Starych, jednak było to smutne doświadczenie,
wioskę zastał bardzo zaniedbaną (...)


-->8 Radoszewski, Czesław Niemen. Kiedy się dziwić..., s. 24.

Kangie

2009 SUKCES, Wieczna Miłość - Mistrz i Małgorzata
Rozmawiała Justyna Kobus

Fragment:

- S: Żyliście na uboczu, choć mogliście być pierwszą parą artystycznego świata: sławny
muzyk i jego żona - znana modelka.
- MN: To był świadomy wybór. Kiedy dzisiaj koledzy wspominają Czesława, podkreślają, jak
różnił się od nich. Po koncertach, gdy wędrowali na bankiety, on zjadał kolację i szedł do hotelu
spać. Takie natarczywe ,,bywanie" to - moim zdaniem - cecha ludzi niedowartościowanych.
Czesław był świadomy swojego talentu wokalnego, kompozytorskiego, nie musiał szukać
potwierdzenia w cudzych oczach. Był wyczulony na to, co ważne, co prawdziwe, gardził płycizną i
zbędnym blichtrem. Najlepiej czuł się w domu.

Kangie

Magazyn Brzmienia

Kompozycję "Dziwny jest ten świat" nadały wszystkie znaczące radiostacje 30 stycznia o godz. 13.00 kiedy to rozpoczęły się uroczystości pogrzebowe Czesława Niemena. Było to bezprecedensowe wydarzenie w historii polskiego radia. Jako przedstawiciele Stowarzyszenia Muzycznego Brzmienia oraz Polskiego Towarzystwa Artystów, Autorów, Animatorów Kultury PTAAAK stawiliśmy się na Powązkach, żeby pożegnać artystę, i wielkiego człowieka, który wzruszał nas swoimi utworami. Kształtował naszą wrażliwość muzyczną nagrywając płyty w kraju czy za granicą. W ostatniej drodze artyście towarzyszyła najbliższa rodzina - żona Małgorzata Niemen, która niosła unię, oraz córki Natalia i Nora. Artystę żegnały też tysiące warszawiaków, krewni, przyjaciele oraz przedstawiciele władz. "Prochem jesteś i w proch się obrócisz, ale Bóg cię wskrzesi" - modlił się ks.Wojciech Drozdowicz. Podsekretarz stanu w ministerstwie kultury Rafał Skąpski powiedział, że szacunek i pamięć, które winni jesteśmy Czesławowi Niemenowi, najlepiej wyrazimy, słuchając jego muzyki. "Mówi się o Niemenie, że był artystą osobnym. To prawda - nie bywał, jak napisał Norwid, u ''osób w ślicznie zapiętych krawatach". Chronił się w świecie muzyki, w przyjaznym królestwie dźwięków, pośród swoich instrumentów. Unikał zawiści, agresji i braku zrozumienia. Ale nie zapominał przecież o zwykłych ludziach - stale był nadzwyczaj blisko ich spraw, uczuć i tęsknot. Dla ludzi tworzył i ludzie Go kochają" - powiedział wiceminister. Nora i Natalia Niemen odśpiewały wspólnie psalm "Zobaczyć chcę niebo". Z głośników zabrzmiał utwór z ostatniej płyty artysty "Spodchmurykapelusza". W trakcie mszy żałobnej za duszę Niemena homilię wygłosił duszpasterz środowisk twórczych ks. Wiesław Niewęgłowski. "Był to wielki artysta, wokalista pokolenia, a właściwie pokoleń" powiedział. Czesław Niemen - jak podkreślił ks. Niewęgłowski nie tylko reprezentował polską kulturę, ale byt wręcz ambasadorem polskości. "Pan Bóg dał mu niezwykły głos i wyjątkowy słuch" - zaznaczył ks Niewęgłowski, przypominając tytuł i zdanie z piosenki Niemena "Dziwny jest ten świat": "Nadszedł już czas, by nienawiść zniszczyć w sobie". Wspomniał, że artysta był człowiekiem prawym, uczciwym i rzetelnym, pokornym i skromnym, mającym potrzebę życia duchowego. Wśród 3000 osób przybyłych na uroczystość żałobną byliśmy i my reprezentanci środowiska poznańskiego: Krzysztof Wodniczak. Wojciech Dąbrowski i Piotr Starzyński oraz piszący te słowa

Zbigniew Ostrowski

frywolny trucht

Fantastyczna robota, Kangie.
ZESTAW 1: Technics SL 1200 GR, Hana EL, pre Husariaa, Roksan K3, ProAc Responce D2D, OPPO PM-2, HA-1, Akai GX 75
ZESTAW 2: Dual 1019 z AT 95E, Marantz 2216, Marantz 5220, Jamo Concert C 93

Kangie

Cytat: frywolny trucht w Kwiecień 23, 2019, 08:31antastyczna robota, Kangie.
Dzięki, Frywolny. Póki "coś" mam, podzielę się z innymi. Do grobu tego nie zabiorę... Oglądalność niewielka, ale może kiedyś ktoś tu wpadnie, skorzysta, może napisze jakąś pracę licencjacką/magisterską z twórczości i historii życia tego Artysty :) Myślę, że zasłużył na swój kącik u nas tutaj.

Kangie

Brzmienia c.d.

W ubiegłym miesiącu rozmawialiśmy telefonicznie po raz ostatni. Planowaliśmy wspólny koncert w śląskim Planetarium podczas Festiwalu Sztuki. Od dwóch lat kuję ten projekt, ale z różnym komercyjnych powodów odkładało się, aż się stało. Nie zagramy z Cześkiem w tej edycji, może potem, w Raju... Na początku naszej znajomości około roku 1971, byliśmy wobec siebie z wielkim uznaniem artystycznym oraz szacunkiem osobistym. Jasne, że moje źródła śląskie rockowe, na styku ze stylistyką Czesława, to mieszanka wybuchowa w dosłownym znaczenie Sztuki, jednocześnie na granicy towarzyskiej. Taktowne podejście z obu stron oraz talenty reszty grupy. Apostolisa oraz Jerzego dały fantastyczny efekt finalny, jakim stała się Grupa Niemen! Teraz po czasie nie ma znaczenia jak to się miało nazywać, mogło SBB i Niemen, bowiem piorunująca energia wynikająca z tego spotkania Osobowości zaskoczyła wszystkich. Zagraliśmy z Mahovisnu Orchestra we Frankfurcie nad Menem, dając znak oryginalności słowiańskiej Muzy, w europejskim brzmieniu. Odbyliśmy tournee z Jack Brucem basistą Cream po największych miastach Niemiec. Nagraliśmy dwie płyty dla koncernu CBS "Strange is this world" oraz "Oda do Venus". Graliśmy prawie dwa lata na wielu festiwalach, również polskich, fama o zespole rosła z dnia na dzień. Kiedy wydawało się że zagramy dalej, planowano z Emerson Like and Palmer, nagle przeszedł kryzys zakulisowy, sprowokowany głównie przez menadżerów i rozstaliśmy się na przekór rozsądkowi twórczemu. Ale chimera nie trzyma się rozsądku, jest nieuchwytna i przekorna, za to piękna w swej czystości. Potwierdzam z pełnym przekonaniem o naszej wyjątkowej, twórczej Przyjaźni z Czesławem. Zostanie na zawsze Bratem na scenie, Inspiracją w Życiu ziemskim. Żegnam Go z Miłością...

Józef Skrzek

Kangie

Brzmienia c.d.

Ucichło

Czesław Niemen był wspaniałym człowiekiem. W latach 70., jak pamiętam - zaproponowałem mu przeprowadzenie wywiadu dla muzycznego pisma ''M-jak muzyka". Zgodził się. Rozmawialiśmy przez kilka godzin. Chciałem przygotować namiastkę wywiadu rzeki, na wzór rozmów Krzysztofa Kąkolewskiego z Melchiorem Wańkowiczem. Spisałem wszystko i następnego dnia dałem Czesławowi do autoryzacji naszego ''wywiadu"- strumyka" (rodzaj wywiadu rzeki), który - jak wszystko co robił ten wspaniały Artysta - został potraktowany bardzo poważnie, bez spoufalania się. Potem spotykaliśmy się częściej przy okazji koncertów w Poznaniu, stolicy lub w innych miastach. Lata 80., to okres boom-u muzyki elektronicznej i tak, we wrześniu 1989 r. zarejestrowaliśmy w Poznaniu na wzór Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego-Stowarzyszenie Muzyki Elektronicznej. Niemen został oczywiście honorowym prezesem SME. Przełomowym momentem w naszej znajomości był ''Koncert dla miasta" (10 VI 1990 r.), na schodach poznańskiego ratusza (był Czesław, trzy chóry, lasery). Od tego momentu Niemen obdarzał mnie bezgraniczną życzliwością i zaufaniem. Robiliśmy koncerty, może nie było ich zbyt wiele - ale nie był on zainteresowany ilością, lecz jakością produkcji muzycznej. Mogę powiedzieć, że byliśmy przyjaciółmi. Niemen fascynował się muzyką elektroniczną i...tak zawiązały się nasze kontakty zawodowe i prywatne. W latach 1989-2002 pracowaliśmy w powołanym przeze mnie Stowarzyszeniu Muzyki Elektronicznej. W tym okresie byłem jego menedżerem. Czesław ujął - nie tylko mnie - otwartością dla ludzi, lojalnością i pomocą wobec potrzebujących. Ze wzruszeniem piszę o ''cichym" wsparciu finansowym dla polskich szkół na Litwie. Nie wynosił się, nie twierdził, że jest kimś wielkim i - wbrew niektórym opiniom - nie dbał o poklask. Owszem, nie łatwo się z nim współpracowało. Wymagał bowiem od siebie i od innych, ale nie były to sprawy niewykonalne. Niczego mu nie podpowiadałem, nie wprowadzałem żadnych korekt podczas ustaleń odnośnie koncertów (nie było ich wiele; na scenie nie mogło być żadnego loga sponsorskiego) lub nagrań (zachęcałem do kontaktów z niewielkimi, niezależnymi wytwórniami płytowymi). Najlepiej wiedział: co, kiedy i jak. Od początku naszej znajomości przyjęliśmy pewne pryncypia. Wiedziałem jakie ma oczekiwania, bynajmniej nie finansowe, lecz raczej ''logistyczne". Starałem się im sprostać przed i w czasie koncertów w kraju i za granicą. Podziwiałem i podziwiam. Go do dziś, teraz nawet bardziej, bo wiem, że będzie głucho i cicho bez jego rad i muzyki. Gdyby zapytać jakim był, odpowiem krótko: był prawdziwym, silnym mężczyzną, ujmował - nie tylko mnie - otwartością i chęcią niesienia pomocy pogubionym i potrzebującym. Nie łatwo się z nim współpracowało. Wymagał bowiem od siebie i od innych, ale nie były to sprawy niewykonalne. Tworzył, jednoosobowy zespół techniczny, np. podczas naszych koncertów na terenie Niemiec, w Belgii i Holandii. Lubił ogród, koty i kochał kobiety(tzn. żonę, córki i teściową). Po prostu, był człowiekiem rodzinnym (''błogosławiony" między swoimi niewiastami), lojalnym i to cementowało, roziskrzało naszą znajomość. Zaproponowałem przygotowanie ''albumu rodzinnego", na którym znalazły by się nagrania Czesława, Natalii, Nory, Małgosia miała wykonać okładkę. Otrzymałem dwa nagrania i minutowy ''Piękny jest ten świat", który nie Wybrzmiał i pozostał w naszej pamięci, jako ''dziwny?... Co jeszcze? Zawsze stał daleko od polityki i niech nikogo nie myli użyczenie ścieżki z niezapomnianym utworem ''Dziwny jest ten świat" AWS-owi. Ostatnią akcją ''polityczną" było podpisanie listu o twardym stanowisku wobec Unii Europejskiej (listopad 2003 r). Kochał ludzi, to wystarczało! W Poznaniu na długo - mam nadzieję - pozostanie cząstka Niemena. Od pewnego czasu w naszym mieście mieszka bowiem Natalia z mężem Mateuszem Otrębą (fotografem, członkiem grupy Gospel), może urodzi się wnuk... Rozmawialiśmy między świętami a Sylwestrem, snuliśmy plany odnośnie wydania płyty, mówiliśmy o ''rodzącym się" utworze ''Piękny jest ten świat". Słyszę jeszcze charakterystyczny dźwięk jego słów... Ucichło


Krzysztof Wodniczak


Kangie

Tak, ,,afer" dotyczących dorobku Niemena było i nadal jest sporo. Staram się nie skupiać na nich, bo tak naprawdę do końca nie wiem które informacje są faktami, a które plotkami. Sprawa wydaje się złożona i nieco skomplikowana. Myślę, że prawda leży gdzieś po środku. Prawo nie jest doskonałe. Jeszcze zostają ludzie i ich uczucia.

Swojego czasu trochę korespondowałem ze stryjecznym bratem Czesława Niemena – Św. P. Panem Romualdem Juliuszem Wydrzyckim (tak jak Czesław - rocznik '39). Na samym początku zweryfikował czy nie jestem osobą ,,podstawioną". Wzbudziłem jego zaufanie i pisaliśmy do siebie. Generalnie mój ojciec w czasach młodości miał we Włocławku kolegę, którego matka była spokrewniona z rodziną Niemena. I od tego zaczęła się nasza wirtualna ,,znajomość".

Ponoć Niemen przekazał bratu stryjecznemu swoje nagrania na taśmie i powiedział ,,Romku/Romualdzie, weź  ode mnie w prezencie i zrób z tym co chcesz". Zatem Pan Romuald z kilkoma ludźmi z Poznania wydali kilka lat temu płytę.  Świadomie, ale nielegalnie, bo nie pytali o zgodę spadkobierczyń Niemena, czyli żony i córek. Była afera. Chłopaki chcieli dobrze, chcieli, żeby nowe, niewydane dotąd nagrania dotarły do wiernych fanów, którzy od lat czekająna coś nowego z repertuaru swojego idola. Wiadomo, że chcieli też trochę zarobić. Pan Romuald mieszkał nad morzem. Był inżynierem budowy okrętów i stracił pracę po ,,aferach" stoczniowych. Potem emerytura, raczej z tych skromnych. Skromnie też ponoć żył i mieszkał. Wielokrotnie wzywany na rozprawy do Sądu do Poznania tracił zdrowie i wiarę w ludzi z bliskiego mu otoczenia. Przegrał kilka procesów. Dotknęło go to finansowo. Potem zmarł. Wydawał mi się bardzo sympatycznym człowiekiem, zorientowanym w dużo mniejszym stopniu na pieniądzach niż spadkobierczynie. Bardzo bolał go fakt, że muzyka Niemena nie jest pokazywana światu, że jest pod wnikliwą kontrolą, pod przykryciem. Zaczęła stawać się"wiedzą tajemną" dla zamkniętego grona osób z podziemia.

Kangie

Czesław Wydrzycki - tak poznałem Cześka w 1962 r na kortach tenisowych w Szczecinie, gdzie odbywał się pierwszy Festiwal "Szukamy młodych talentów". Będąc jego uczestnikiem, byłem prawie na wszystkich próbach. Jedyny głos, na który zwróciłem uwagę, najbardziej interesujący, zupełnie inny od pozostałych uczestników to był głos Cześka, który na imprezie bigbeatowej śpiewał piosenkę, nie z tej szufladki, bo południowo amerykańską: "Malaguenie" z gitarą pomalowaną w nieregularne trójkąty niebiesko-czerwone. Byłem młodszy o 9 lat i tylko o 9, ale już wtedy wiedziałem: to jest ten głos o niespotykanej skali, umiejętności operowania tym głosem, no i oczywiście interpretacja. Kiedy śpiewał koncerty w Poznaniu zawsze kontaktowałem się z Nim. Rozmawialiśmy o jego piosenkach, parę razy udało mi się wejść na jego koncert od "tyłu" razem z nim, ochroniarzom mówił; to mój brat. Straciłem kontakt kiedy wyjechałem do Skandynawii. Po 22 latach kiedy wróciłem, zaaranżowałem piosenkę "Pod Papugami" i "Dziwny jest ten świat". Kiedy w 1994 koncertowałem z "Trubadurami" w USA okazało się, że w drugiej części koncertów występuje Czesław Niemen. Słuchał jak śpiewałem "Kim jesteś", "Byłaś tu", podszedł do mnie, najpierw pogratulował, poklepał po plecach, a potem spytał: to ty jesteś ten mój fan z Poznania? Oczywiście - odpowiedziałem. Mieliśmy dużo czasu na rozmowę, wspominki a ja zaprezentowałem Cześkowi swoje nagrania tych dwóch jego piosenek. Byłem bardzo ciekawy jego opinii. Czesław najpierw mnie poklepał, a później powiedział: Piotrek, ty możesz aranżować, śpiewać wszystkie moje piosenki. Czesław był przykładem dla wszystkich, spokojny, inteligentny i nieprawdopodobnie utalentowany. Ja muszę przyznać, że uczyłem się śpiewać Raya Charlesa, Nat King Cola, ale przede wszystkim Czesława Niemena. Czesław nie umarł. Jego piosenki będzie słuchało na pewno jeszcze parę o ile nie naście pokoleń.

Piotr Kuźniak

GregWatson

#110
Ciekawy wywiad, w którym opowiada o nagrodzie:

Trochę tego i trochę tamtego też.

Kangie

Brzmienia - Kim był Czesław Niemen?
Dariusz Michalski

Fragment:

Jest w polskiej piosence postacią niezwykłą, ale i dziwną, w każdym razie postacią uważaną - jak sam twierdzi - za dziwaka. Zawsze chciał tylko śpiewać to, co czuje, śpiewać niebanalnie, nie dążył do sławy, a został sławny! Jego piosenki są niezwykłe, dramatyczne, nastrojowe, ekspresyjne, ale sam wykonawca prywatnie lubi cisze i spokój, nie lubi wrzasku, histerii, sensacji. Ubiera się oryginalnie, kolorowo, chcąc przełamać konwenanse, chce wyśpiewać prawdę, głosić ją wszędzie, a równocześnie jest melancholikiem i prawie pesymistą. Fascynują go barwy, malarstwo, przyroda, wielkie widowisko.

Kangie

Człowiek "niepokorny...? spokorniały"

DZISIAJ jest to JUTRO, o które martwiliśmy się WCZORAJ "Dziwny jest ten świat", gdzie człowiek osiąga "Sukces", woła z tęsknotą "Czy mnie jeszcze pamiętasz?", a potem pisząc "Wiersze" dostrzega "Marionetki", po śmierci Piotra D. potrzebuje "Katharsis", podwójnie przeżywa "Idee fixe", dodaje "Postscriptum", dostrzega, że "Terra (jest) deflorata", by wreszcie "Spodchmurykapelusza'' miłość dostrzec gdyż ta najtrwalszy pozostawia ślad". Chcę powiedzieć o dwóch, dla mnie bardzo ważnych, sprawach. Po pierwsze o tym, kim dla mnie był (?) Czesław Niemen. Był jednym z najważniejszych ludzi w moim życiu. Na pierwszym miejscu moja najbliższa rodzina, wiadomo kto, nie trzeba tutaj wymieniać, ale już na drugim miejscu on. On, który zaczął kształtować mój (wtedy nastolatka) gust muzyczny, moje upodobania artystyczne i sposób patrzenia na sztukę w ogóle. Dzięki Niemenowi poznałem takich ulubionych jego wykonawców jak Ray Charles (jego nieustający nauczyciel), Otis Redding, Wilson Pickett, James Brown czy do dziś ukochaną przeze mnie muzykę gospel (gospel - Ewangelia - Dobra Nowina). Jednym z moich ulubionych cytatów z Biblii jest wers 10 z l Kor. 15: "Ale z łaski Boga jestem tym, czym jestem...". Z łaski Boga, ale która wyraziła się m. in. poprzez zaistnienie Czesława w moim życiu, jestem tym, czym jestem. Jako nastolatek usłyszałem po raz pierwszy jego utwory., .przez ścianę; sąsiadka słuchała jakichś utworów nieznanego mi wykonawcy, które mnie "rzuciły na kolana". Z uchem przy ścianie wysłuchałem całego longplaya, jak się później okazało, "Czy mnie jeszcze pamiętasz". I tak się zaczęło - moje 33 lata życia wypełniane w rozmaity sposób przez człowieka o pseudonimie NIEMEN. Od wspomnianej płyty zapoczątkowałem swój zbiór jego wszystkich płyt (Tato, dziękuję Ci za tolerancję, mimo że wtedy Czesia za bardzo nie lubiłeś, gdyż mówiłeś, że przesadzam). Zbierałem wywiady, zdjęcia, plakaty- wszystko, co jego dotyczyło. W roku 1970 poszedłem na jego koncert w poznańskiej Auli i tam zaczęło się coś, co miało już wywrzeć wpływ na całe moje życie - Niemen swoim śpiewem i muzyką trafił do najgłębszych warstw mojej osobowości i wrażliwości. I druga rzecz - owo zachłanne gromadzenie rzeczy jego dot. graniczyło, zdaniem moich bliskich, z przesadą, ale miałem jakieś przeczucie jego wyjątkowości, wielkości i chyba przemijania; chęci przekazywania wszystkiego, co jego dotyczy dalszym pokoleniom. W jakiś dziwny sposób przeczuwałem jego odejście i tak bardzo się śpieszyłem, by za jego życia czerpać z przebywania z nim, lecz potem by również jemu dawać coś od siebie, ot choćby stałe miejsce w moich modlitwach (które miał zresztą do końca...). Zbierałem jego autografy prawie na wszystkich płytach i to w latach, gdzie dostanie się do niego graniczyło prawie z cudem; jakoś udawało mi się choć kilka zdań z nim zamienić. Później zaczął mnie już rozpoznawać, bez alkoholu (!) przeszliśmy "na ty". Pamiętam jak wtedy, w emocjach pokoncertowych, palnąłem: "Czesiu, możesz mi się tutaj podpisać?". On to zrobił i zaraz go przeprosiłem za poufałość, a on na to: "Prawidłowo, prawidłowo". Od tamtego momentu był Czesławem, Czesiem - mniej już niedostępnym Niemenem. Później, starając się tę znajomość utrzymać a jednocześnie się nie narzucać, dzwoniłem do niego z różnymi życzeniami "z okazji". Do końca byliśmy w kontakcie choćby przez taki wynalazek, jakim są SMS-y (których zresztą nie lubił - wolał kontakt "słuchowy", mówiący mu coś o rozmówcy). Pozwalam sobie nazwać siebie jego przyjacielem, gdyż w swoich dedykacjach m.in. na płytach dawał temu wyraz pisząc: "Z przyjaźnią" czy "...dziękując za wsparcie duchowe" itp. Na swój sposób żegnał się ze mną w Wigilię Anno Domini 2003. Pierwszy wysłał do mnie SMS-a życząc mi błogosławieństw Boga na całe moje życie. Cóż piękniejszego i cenniejszego dla mnie mógł mi życzyć?...Tydzień później zadzwoniłem do niego, rozmawiał chętnie a nawet z humorem o swoim zdrowiu, a raczej chorobie... Ukochany przeze mnie Czesław Niemen odszedł do lepszego świata, tam gdzie "śmierci już nie będzie; ani smutku, ani krzyku, ani mozołu już nie będzie". A my, cóż? Dziękujmy Bogu za to, co dał nam w osobie Czesława, pamiętając o tym, że każdy człowiek, którego DZISIAJ spotykamy jest ważny, gdyż jutro może odejść... Ten "...niepokorny...? spokorniały" Człowiek znajdzie swoje trwałe miejsce w mojej audycji "Lista pokornych" emitowanej w Poznaniu w Radiu EMAUS w niedziele o godzinie 20 w paśmie 89,8 FM. Będzie miał tam swój kącik muzyczny, być może zatytułowany "Piękny jest ten świat" - tak jak jego utwór, który prawdopodobnie, jednak...

napisał Piotr Starzyński

Kangie

Niepokoje obserwatora życia

Wrócił do nas, jak chciał... Nie w pełni, niespokojnie, dla mnie częściowo niezrozumiałe, bawiąc się słowem, jak za moich z Barańczakiem czasów powiadano - lingwista. 10 stopada 2001 r., ukazała się jego pierwsza od 12 lat studyjna płyta, zatytułowana "Spodchmurykapelusza". Czesław Niemen w całości napisał muzykę oraz słowa do wszystkich dwunastu utworów, zilustrował także każdy z nich obrazem - grafiką komputerową. 16 listopada 2001 r., w warszawskiej Galerii Sztuki Katarzyny Napiórkowskiej, odbył się wernisaż jego prac. W jego trakcie wystawione obrazy wystawiono na aukcji, a cały dochód ze sprzedaży przeznaczony został na zakup sprzętu edukacyjnego dla szkół na Litwie. (Nie bez powodu chyba tam właśnie: Czesław Niemen (właściwie Czesław Juliusz Wydrzycki) urodził się 16 lutego 1939 r. w Wasiliszkach Starych k. Nowogródka. Pierwsze doświadczenia zdobywał w miejscowym chórze kościelnym. W 1954 r. rozpoczął naukę w pedagogicznym Liceum Muzycznym w Grodnie, w klasie fortepianu. (Cztery lata później rodzina Wydrzyckich w ramach repatriacji przyjechała do Polski). Najnowsza płyta została wyposażona w cytat z Cypriana Kamila Norwida: Autorstwa - pojęcie i Wulgaryzacji, Bez różnicy zmieszane, to - wagon na stacji, Karmny wodą i ogniem, co wzajemnie pryszczą: Zżyma się, aż źrenice mu czerwono błyszczą. "Gdzież nie pójdzie??! "-tłum woła... Ani na cal dalej,
Tylko pokąd mu drogę ręką wy równali ! W 1976 r. wycofał się z krajowego życia koncertowego. Była to reakcja na nieudolność i niekompetencję pionu organizacyjnego naszej estrady. Zamierzał ograniczyć się tylko do występów zagranicznych, nagrań pyłowych oraz prac dla teatru i filmu. Jak dotąd stara się być konsekwentny. W Polsce wystąpił zaledwie z kilkoma recitalami (Zielona Góra, Łódź). W końcu 1976 r. ukazał się 10 polski longplay Czesława Niemena - "Katharsis". Trudno sobie wyobrazić bardziej "autorską" płytę. Jest on tu kompozytorem, autorem tekstów i jedynym wykonawcą. "Spodchmurnegokapelusza" jest dokładną kontynuacją tej drogi. Samotnika, zdanego wyłącznie na siebie, zamkniętego w swej wieży. I stamtąd wysyłającego sygnały nie tylko do fanów. Po prostu - do ludzi. Ostatnia płyta Niemena zawiera rozbudowaną refleksję, jakby Niemen obawiał się, że bez niej to, co ostatnio zaprezentował będzie niezrozumiałe: "Czym jest dziś działalność autora i piosnkoklety (światowo - song writera), jak mawiają..? Mniejsza o to, kto mawia... Jaką umiejętność zawzięty Trąbodzwonnik winien posiadać? Muzykalność, poczucie rytmu i rymu? A może wystarcza rozpowszechnione - muszę bo chcę... Co jednak począć, gdy chcenia nie ułatwia brak kiełkującego ziarna natchnienia. Zwłaszcza, że Boży porządek nie udziela każdemu z nas jednakowych szans na trafne odkrycie prawdziwego powołania. Gdy byłem początkującym układaczem chwytliwych melodii, nie kierowałem się koniecznością przesiewania przez gęste sito wszystkich grafomańskich pomysłów i zapożyczeń. Dziś taka nonszalancja nie wchodzi w grę. Mimo, że wielu z nas usiłuje przebić się skrycie lub jawnie na sam wierzchołek płonącego knota, topniejący wosk i tak oblepi, utytła każdy świecznik sławy. Podtrzymuję nadal twierdzenie, że ładne piosenki, jakie miały powstać, dawno powstały. Dlatego nie podejmuję się samooceny. Spokorniałem i nie męczy mnie głód awangardowego zawracania głowy. Zresztą wszystko zostało już powielone i unikaty niemal nie istnieją, choć tak wielu artystów zabiega o wyjątkowość. Pozostaje pielęgnowanie indywidualnego stylu. Sonancja. Taki powinien , bo być tytuł tej płyty bo być może jest to unikalne odkrycie praźródła formy, jako osnowy muzycznego brzmienia A przynajmniej o tym marzę deklarując wyznanie wiary, choć nie o nową religię tu chodzi. Pokusę notowania refleksji przynosi każdy dzień pełen informatycznych piguł ze świata. Dlatego ironizuję, Spdchmurykapelusza srożę wzrok. Spokojnie człapię dalej, wpisując w ryzyko samotną wędrówkę przez zamęt burz po niebie, na coraz dziwniejszym międzygwiezdnym statku - planecie "Z". I o tym donoszę niepogodzony z absurdem medialnych manipulacji, godzących w niewinną naiwność każdego przypadkowego słuchacza. Donoszą bez poczucia misji, żeby było jasne. Nie umiem agitować. Co najwyżej nawołuję ze swoistego podziemia, nad którym kłębi się gęstwina poplątanych pojęć o obowiązujących modach. To nieustanne sugerowanie zielonouchym czego mimowolnie powinni słuchać... Wiem jednak, że zielone nie znaczy tępe, mimo, że nie każdy, choć by i nieskazitelny organ słuchu rozróżniał fałszywe dźwięki. Tylko kwestia smaku wisi w próżni nad Eterem. Niby wciąż poszukuje się przekazu prawdy jako intencji. Tyle, że intencje bywają różnorakie, a interesowność dobry smak zostawia na poboczu, jak zepchniętą kopniakiem przeszkodę do celu. Przyjaciele! Tak chyba mogę się zwrócić do wszystkich kolekcjonerów moich nagrań wszystkich. W czerwcu 2002 roku minie 40 lat. Pamiętam wielką scenę na szczecińskim Festiwalu Młodych Talentów A.D. 1962. Wtedy to wstąpiłem na estradowe manowce. Wasze dzieci i wnuki pewnie wzruszają ramionami ze zdziwieniem, że mogłem być młody. Dajcie im posłuchać piosenek: Pojutrze szary pył, Doloniedola... Niech potańczą z przytupem - Jagody szaleju. Demokracja na to pozwala. Więcej - ta wszechtolerancyjna Damulka tego wymaga! Tak zapisano w Konstytucji... Co ja mówię? Niech posłuchają całej płyty, tylko 12 piosenek. Jakoś to przeżyją. Może odczytają nieuchronną przyszłość w Śmiechu Megalozaura. Zastanowią się Co po nas zostanie... Może w powściągliwości znajdą sens..? Nie będą łączyć własnego szczęścia z pokonaniem wyimaginowanego wroga. (Nie wyszeptuj...) Odkąd Opatrzności Dłoń odpukała w moje niemalowane czoło.., coraz bardziej stosownym wydaje mi się nie krycie prawd o naszych błędach.

Konkludując pytaniem Norwida:

Czy ten ptak kala gniazdo, co je kala,
Czy ten, co mówić o tym nie pozwala?


wiernym i serdecznym fanom - dobrodziejom dedykuję ten album... Niemen 01"

Nie jestem przyjacielem Niemena - nie jestem kolekcjonerem jego nagrań wszystkich... Nie jestem wiernym i serdecznym fanem-dobrodziejem. Często w "Spodchmurnegokapelusza" nie rozumiem już Niemena. Zżymam się na udziwnienia poety-śpiewaka i grafika. A przecież to, co wstrząsnęło mną we wczesnej młodości, to wszystko, co znalazłem dla siebie (a wcześniej przeczuwałem i dośwadczałem we własnym istnieniu) w piosence "Dziwny jest ten świat'' z czym wyrastałem - w jakimś sensie odnalazłem na ostatnim krążku "Spokojnymkrokiem/ szedłem/ nie oglądając się./ za siebie/ (...) j możliwe/ że wróciłem?/ że zatoczyłem/ pełne koło?/ więc po była ta wędrówka...?/tu się uniosła/ Opatrzności Dłoń/ i odpukała i niemalowane czoło" (z utworu "Spokojnym krokiem"). Nie zgadzam się z Czesławem Niemenem kiedy śpiewa, nawet ironicznie, Świat nie jest własnością/ niepełnosprawnych/ - intelektualnie/ niepełnosprawnych/ - seksualnie/ niepełnosprawnych /wokalnie/niepełnosprawnych/ - skrycie/ jawnie/ zabawnie jest właśnie takich... Chyba jednak sam Niemen dochodzi w końcu do tego samego wniosku: "dobrze że kiedy zatrzyma się galaktyka/ uciekanie/ i Wszechrozumny zacznie /wszystko od nowa /może tym razem/ odkarykaturzy/ każde żywe ciało/ przed i na początku Słowa?" (z piosenki "Trąbodzwonnik'') Znajduję tu jeszcze inne duchowe powinowactwa z Niespokojnym Obserwatorem Czasu Istnienia: "Cudzą śmierć/ ze szczęściem własnym/łączą/ tylko ludziej zwariowani" ("Nie wyszeptuj''). ''Metamorfoza australopiteka/ odziedziczone piętno/megalomania/wyniosła małego człowieka/na wielkie manowce/krwawej historii/na transparenty/wątpliwej glorii'' ("Śmiech Megalozaura''). Wreszcie podzielam uwagę Niemena z Jagody Szaleju ''Nie wszyscy rodacy/są byle jacy''

Tadeusz Golenia

Kangie

Dzieła Niemena zremasterowane

Przez wiele pokoleń będą nam towarzyszyć swoiste Dzieła Zebrane Artysty dwa kolejne boksy, każdy liczący po 6 płyt CD, ''Od Początku, cz. I i cz. II". Taka była intencja twórcy zmagającego się z chorobą i czasem.


Od pomysłu do realizacji...

...bywa czasami droga wyboista. Niewątpliwie bezpośredni asumpt do zebrania swej twórczości, przy okazji zrewidowanej brzmieniowo, dał nowy format nośnika jego możliwości czasowe i techniczne (pasmo i dynamika dźwięku, obróbka sygnału zrazu 20 bitowa, potem 24 bitowa przy rezolucji 98 kHz). Stwarzało to nową jakość i wyzwanie szczególnie dla Niemena, artysty aż nazbyt dobrze znanego z wysokich wymagań - ba perfekcyjności. Jednocześnie zalew z początku lat 90 różnych wydawnictw, pół legalnych, różnych ''digitonków" i mielenie w kółko tych samych piosenek w mediach spowodowały, że Niemen chciał jednoznacznie odciąć się od tego i przedstawić obraz artysty o szerokim dorobku. Chciał być artystą kojarzonym z całością dorobku, a nie ze smętnym zestawem kilku/kilkunastu piosenek. Aby zacząć musiał sięgnąć po swe...


Single, czwórki i longplaye

W tamtych czasach - latach 50 i 60 - artyści rozrywkowi nagrywali dwutorowo: najpierw dla Polskiego Radia, potem kiedy nagrania się ''sprawdziły" na antenie do dzieła przystępowała państwowa wytwórnia fonograficzna - Polskie Nagrania. Jej kierownictwo artystyczne bacznie obserwowało rynek, wyłapując zdolną młodzież i ...czasami uprzedzając radio. Tak było z Niemenem, który po lipcowych (1962) eliminacjach został jednym z laureatów I Festiwalu Młodych Talentów. Zarówno wcześniej, jak i też w trakcie festiwalu jego repertuarem były znane piosenki latynoskie. Właściwym odkrywcą talentu Juliusza Wydrzyckiego był Franciszek Walicki, zaś jego żona Czesława wymyśliła Niemenowi jakże udany pseudonim - ale to kilka lat później tuż przed wyjazdem na występy do Paryża. Niemen alias Wydrzycki 27 listopada 1962r. znalazł się w studiu PN, gdzie nagrał 4 utwory: ''Malaguena", ''Ave Maria no Morro", ''Felicidade" (temat Jobima z filmu Czarny Orfeusz) i ''El Soldado". Dwa pierwsze ktoś później skasował, a dwa następne ukazały później na pierwszym singlu artysty. Dwa tygodnie wcześniej Niemen nagrywał jako solista Niebiesko - Czarnych także pierwszą ich czwórkę, m.in. z utworem ''The Peppermint Twist'' (śpiewał tu Bernard Dornowski) i ''Lekcję Twista" (Teach Me How Do Twist) z repertuaru Connie Francis. Przypomnę, że lata 1962-1963 upłynęły pod znakiem twista, zaś zespół Niebiesko - Czarni grał już nieco ciężej, bardziej rockowe niż popowo - o co zabiegał Franciszek Walicki. Nieco później nasz ''historyczny" manager rzucił nośne hasło: ''polska młodzież śpiewa polskie piosenki". Decydenci kulturalno - partyjni zarzucali naszym zespołom zbytnią angielszczyznę i nadmierny kosmopolityzm, lecz rzeczywiście brakowało własnych kompozycji z, dobrymi tekstami. Stąd początkowo pisano teksty do utworów obcych. I nagrywano coraz więcej - głównie dla radia - zaczął już nadawać w niewielkim wymiarze Program III, wystartował leż festiwal opolski. Na początku lat 70-tych w taśmotekach PR znajdowało się. ok. 100 nagrań Niemena - dość rozmaitych w charakterze i pochodzących z rejestracji własnych PR (np. JJ 70 czy nagrania opolskie), płyt włoskich, francuskiej oraz ...polskich (wg PWM Czesław Niemen Marka Sewena). Dość szybko, ale już po okresie współpracy z Niebiesko-Czarnymi, Niemen podjął decyzję: nagrywam wyłącznie dla wytwórni płytowych. Stąd w latach 1967 - 1968 płyty ''Sukces" i ''Dziwny jest ten świat" niemal się ''nakładały" na rynku. Ale nim ukazały się pierwsze LP Niemena nagrania artysty wydawano w postaci ''czwórek" (extendent play) i singli. Czwórek do roku 1970 wydano raptem pięć: N 0296, N 0325, N 0349, N 0416 oraz N 0497 i le dwie ostanie były replikami dużych płyt. Podobnie było z singlami, których za okres 1963-1970 naliczyłem l0 sztuk. W sumie ten pionierski okres Niemena przyniósł ponad 20 bardzo odmiennych stylistycznie i artystycznie nagrań i sam artysta przez lata nie chciał doń wracać.


Zawartość pierwszego boksu

W połowie lat 90 Niemen podjął trud wydania jeszcze raz swoich płyt w Polskich Nagraniach, ale już w technice 20 bitów/48 kHz, opatrzonych świetnym autorskim komentarzem. Przy okazji światło dzienne ujrzała płyta CD ''Sen o Warszawie" skompilowana z pierwszych nagrań. W sumie PN wydały pięć albumów - od PNCD 352 do PNCD 356, powtórzonych ponadto na kasetach audio. Namówiony przez nowego wydawcę, Polskie Radio, artysta powtórnie pochylił się na analogowymi taśmami (tylko z nich można robić re-mastcringi!). Pierwszą w boksie jest wspomniana płyta ''warszawska" z 20 utworami zrealizowanymi przez prof. Antoniego Karużasa, Wojciecha Piętowskiego, Janusza Pollo i Halinę Jastrzębską. Później doszli: Zofia Gajewska i Jacek Złotkowski (od ''Bema pamięci..."). To byli nasi najlepsi realizatorzy dźwięku w PN - ludzie oraz aparatura, w tym 4 - śladowy Studer. Stawiało to studio na ul. Długiej na poziomie ówczesnych w Europie, np. EMI na Abbey Road . Ten pierwszy album kończą nagrania paryskie zrobione z Orkiestrą Colombiera. Kolejne katalogowe płyty są wiernymi replikami analogowych, z jednym wyjątkiem. Drugi album ''Dziwny jest ten świat" autor powiększył o trzy utwory z czwórek: ''Jaki kolor wybrać chcesz", ''Proszę przebacz" i ''Domek bez adresu". Na moje pytanie o tzw. bonusy lub też alternatywne tracki p. Czesław, odparł że generalnie jest przeciwnikiem ''zaśmiecania" CD nagraniami, które nie weszły na płytę podstawową (twierdził, że takowych nie było, bo zawsze nagrywał tyle, ile trzeba). Trzecim albumem w boksie jest ''Sukces", czwartym - ''Czy mnie jeszcze pamiętasz", piątym ''Niemen Enigmatic" (ten z ''Rapsodem"), szóstym ''Człowiek jam niewdzięczny" (tzw. czerwony - od okładek) -w oryginale wydany jako podwójny album LP.


Boks drugi - wersje rozszerzone

Mimo solidnych zapewnień, iż nie będzie zaśmiecał płyt różnymi bonusami - artysta przy niektórych tu albumach rozszerzył zawartość. Co jest zupełnie zrozumiałe - zważywszy że lubił zawsze długie monumentalne kompozycje, a format LP 2x25 min. zupełnie go ograniczał. Boks rozpoczynają ''Marionetki" (uprzednio wydane w 1973 r. jako Niemen vol.I i vol.II) dające pojęcie o możliwościach twórczych całej Grupy Niemen: Skrzek - Apostolis - Piotrowski (potem: SBB) uzupełnionej przez ''zakręconych" jazzmanów - Helmuta Nadolskiego i Andrzeja Przybielskiego. To był już etap trudnego w odbiorze Niemena skrzętnie odstraszającego publiczność skłaniającą się ku modnemu wtedy stylowi disco. Są tu: ''Sariusz" do kolejnego wiersza Norwida - rozbudowane harmonie, pole do improwizacji na koncertach! ''Inicjały", ''Com uczynił" (do wiersza Leśmiana) oraz bodaj najbardziej znany ''Requiem dla Van Gogha" utrzymany w estetyce King Crimson. Drugim albumem jest ''Aerolit" (nagrany w listopadzie 1974 r. już z nową grupą muzyków), gdzie kompozytor wyraźnie zafascynowany był Moogami i instrumentami pokrewnymi. Ciekawostką było zamieszczenie na LP wiersza Zbigniewa Herberta ''Kamyk"- nie bez kontrowersji bez mała politycznych ! Trzecim CD w pudełku jest ''Katharsis" (z 1976r.). Po śmierci perkusisty Piotra Dziemskiego, którego odejście wstrząsnęło Czesławem i środowiskiem rockowym, a także po różnych przygodach z towarzyszącymi muzykami - często okazywali się oni ''muzykantami" - artysta decyduje się wieloletnią samodzielną pracę. Winylowy ''Katharsis" uzupełnia utwór z singla ''Dorożką na Księżyc". W sumie album ten był i jest ceniony za awangardowe dokonania, a także za nawiązanie do muzyki starocerkiewnej. Czwartym i piątym CD są albumy ''Idee fixe", powstawały one w latach 1975-1978. Oryginalnie dwa LP plus singiel, ale tu materiał powiększony o dwa bonusy, wcześniej nigdzie nie publikowane. ''Sieroctwo" to kompozycja utrzymana w niemenowsko - norwidowskim klimacie - z długą częścią instrumentalną. Nowa wersja ''Larwy" ma zmienioną aranżację - z syntezatorami w podkładzie, ale bez saksofonu. Obie płyty ''Idee fixe" mają pewne przesłanie wynikające z wierszy Norwida.. Także od strony muzycznej są bardzo bogate -można rzec, że to szczytowe osiągnięcie Niemena dekady lat 70-tych wsparte udziałem muzyków (Namysłowski) - sumujące okres elektroniczne - jazzrockowy. Natomiast mało spójna stylistycznie jest płyta z 1980r., wydana bodaj na Targi MIDEM, pt. ''Postscriptum". Jest tu nowa wersja ''Dziwnego świata", osobiste ''Moje zapatrzenie", kompozycja o charakterze XIX wiecznej pieśni polskiej ''Serdeczna Muza" czy obszerniejsze niż na analogu fragmenty muzyki z filmu ''Żyć przeciw wojnie". Ten CD album zamyka wybitnie ilustracyjny fragment ''Wakacji 1939".


Fryderyk za rok 2003

Oba boksy ''Od początku" są cennymi wydawnictwami, także ze względu na bogatą szatę edytorską, o którą zadbał Autor - ilustracje, rysunki, itp., a przede wszystkim książeczki, gdzie tłumaczył kulisy niektórych nagrań, sesji... Są pełne osobistych wspomnień, unikalnych prywatnych zdjęć - szczególnie cz. II. Pomoc i wsparcie wydawcy - Centrum Fonografii PR, jakże prężnej ostatnio firmy, było istotne przy tym projekcie - rodzącym się w takim bólu. Pozostała muzyka teatralna i filmowa, pozostały płyty włoskie i francuska,niemieckie - trzy LP dla CBS i album amerykański. Ale tu mogą pojawić się przeszkody głównie natury prawnej. Niemniej - czekamy! I już z ostatniej chwili: polska Akademia Fonograficzna nominowała cz. I ''Od początku" do nagrody Fryderyka za r. 2003. Nagroda niemal pewna.

Adam St. Trąbiński

Kangie

Sprzedawał nam gwiazdy
Pamiętam go z warszawskiej Hali Gwardii i z sopockiego Non-Stopu, z Sali Kongresowej i białostockiego Teatru im. Węgierki, z poznańskiej Areny i opolskiego amfiteatru, z Opery Leśnej i stołecznej Stodoły, z Jazz Jamboree i Musicoramy. Nie zliczę koncertów Niemena, na których byłem. Wszystkie jego płyty znam na pamięć, ale przesłuchuję je teraz kolejny raz, w złudnej nadziei, że coś mi wyjaśnią, coś mi podpowiedzą. A moja żona płacze. Gazeta, w redakcji której pracuję, pożegnała go jak króla. W telewizji znani ludzie oddali mu hołd. Radio nadaje jego piosenki, niestety, wciąż te same, przesuwa mi się przed oczami taśma pamięci i nie mogę wykoncypować, kiedy to Niemen stał się artystą tak wielkim i wielbionym zarazem. Może pamięć płata mi figle, ale pamiętam zupełnie co innego: jak był sekowany.
Stop-klatka: Radomsko. Następny kadr: uśmiechnięty Marek Piwowski. I grad pytań: Dlaczego on wyje? Czemu nosi długie włosy? Dlaczego tak się ubiera? Deprawuje młodzież i kto mu na to pozwala? Przeciwko komu krzyczy i w imię czego?
Wiem, zawsze wiedziałem, przeciw czemu krzyczał, ale nie umiem poradzić sobie z tą śmiercią. A moja żona płacze.

Wnet pogasną liście
Kilka pokoleń młodzieży nauczył czytać, rozumieć i kochać poezję. Zdumiewające, ale i to miano mu za złe, gdyż rzekomo profanował Norwida. Tego samego Norwida, którego wiersze od czasów Miriama były kompletnie zapomniane i obrastały kurzem na bibliotecznych regałach. Po "Bema pamięci żałobnym rapsodzie" nawet szkolne matoły sięgnęły po poezję autora "Promethidiona". Gdy stało się jasne, że to nie poezji bronić trzeba przed Niemenem, ale Niemena przed polonistycznymi dinozaurami, po cichu usiłowano dorobić artyście polityczną "gębę", zwracając uwagę na fakt, że miłośnikiem Norwida był również... Zenon Kliszko. Szalenie odważna była to konstatacja, zwłaszcza że pojawiła się dopiero w momencie, gdy towarzysz Zenon wraz z ekipą Gomułki odchodził w polityczny niebyt.
Koniunkturalizm przypisano Niemenowi również, gdy w 1979 roku wygrał festiwal w Sopocie, śpiewając wiersz Jarosława Iwaszkiewicza "Nim przyjdzie wiosna". Stary poeta dożywał właśnie swoich dni, był ulubionym twórcą tow. Edwarda Gierka, na pozór wszystko w tej układance pasowało, włącznie z przyznaniem Niemenowi w 1979 roku Nagrody Prezesa Rady Ministrów I stopnia za "twórcze osiągnięcia w dziedzinie kompozycji i interpretacji". A przecież Czesław Niemen wiersze Iwaszkiewicza śpiewał dużo wcześniej. Tyle że w 1972 roku ze wstrząsającą "Piosenką dla zmarłej" nikt go na festiwale nie zapraszał. Dziś natrętnie przypominają się słowa: "Wnet pogasną liście - / wszystko trwa tak krótko,/Ja się też przytulę/ do ziemi cichutko".

When I'm Sixty-Four
Szczytem obrzydliwości było zachowanie Telewizji Polskiej w stanie wojennym, gdy nadała spreparowany program z Niemenem w roli głównej, "zapominając" poinformować, że nagrania dokonano przed 13 grudnia 1981 r. Drugoobiegowa prasa natychmiast odsądziła pieśniarza od czci i wiary, czego skutki odczuł później na koncertach w Skandynawii, gdzie solidarnościowi emigranci chcieli widzieć w nim kolaboranta.
A polityczna postawa Niemena była jednoznaczna i to od samego początku jego kariery. Bo czyż samo przybranie takiego, a nie innego, pseudonimu artystycznego nie było wyzwaniem? Nie popuszczono tej prowokacji: tak długo, przy każdej okazji i bez niej powtarzano, że Niemen urodził się na Białorusi, że nawet teraz, po zgonie artysty, błąd ten nie został wyeliminowany. A przecież Czesław Juliusz Wydrzycki, bo tak się naprawdę nazywał, przyszedł na świat w polskich Starych Wasiliszkach koło Nowogródka, 16 lutego 1939 roku. Siedem miesięcy później weszła tam Armia Czerwona. Gdy młody Wydrzycki, wraz z rodziną, po raz wtóry znalazł się w Polsce, miał już 19 lat. Do końca - a umarł w magicznym, beatlesowskim wieku 65 lat -nie pozbył się kresowego akcentu. Kochaliśmy go za ten jedyny w swoim rodzaju zaśpiew, ale ile też razy wyśmiewany był za swój sposób mówienia. Kiedy nagrywał "Bradiagę", "Kołokolczik" czy "Jołoczki, sosionoczki", wrednie dogadywano: "Ruski".

Ja leczę gołębie
Śpiewał poezję, ale swój najsławniejszy numer "Dziwny jest ten świat" napisał sam. Oczywiście, i on się nie spodobał. Za grafomański uznano także "Człowiek jam niewdzięczny" z wyznaniem: "Uszanować chciałbym niebo/ Ziemi czoła skłonić". Na ostatnich koncertach przypominał, że wychowywał się na wsi, mówi o związku człowieka z ziemią (nieprzypadkowo nagrał utwór "Terra defflorata"), a i o tym, że chłop polski winien wierzyć we własny rozum, nie w "Samoobronę"... Przejmował się zagrożeniami ekologicznymi, nietolerancją, nierównościami społecznymi. Na płycie z 1970 roku Skaldowie zadedykowali mu "Mateusza IV" do tekstu krakowskiego poety Leszka Aleksandra Moczulskiego: "Ja pomagam ludziom, ja pomagam ptakom./ Zwariowanym sercem, myślą byle jaką./Ja leczę gołębie, przez was przejechane,/ Gładzę psy bezdomne o piątej nad ranem/ Ja...". Być może, doszukać się można w "Mateuszu IV" nieco ironii, ale ten Niemenowy franciszkanizm nie był pozą. Podobnie jak jego zainteresowanie prostym człowiekiem, życiem zgodnym z naturą, l kiedy Leszek A. Moczulski pisał: "To ja na odpustach wam sprzedaję gwiazdy,/ Ja, Mateusz IV, Mateusz z Komańczy" - słowa te pasowały do Czesława Niemena, poza tym, że z Bieszczadami nie miał nic wspólnego.
Swoją drogą., ten sam Moczulski napisał inny wiersz "Z pierwszych ważniejszych odkryć", który Niemen genialnie wykonał do spółki z Józefem Skrzekiem. Kto i kiedy słyszał ten utwór w radiu? Konto Niemena w ZAiKS-ie rosło dzięki piosenkom, które można wyliczyć na palcach jednej ręki. Kiedy w 2001 roku wydał płytę "Spodchmurykapelusza", żeby zapoznać się z zamieszczonymi tam dwunastoma utworami, trzeba było album kupić. Radio i telewizja zachowywały kompletne milczenie, choć dziś z każdej anteny zapewniają nas o stracie, jaką ponieśliśmy - jako naród, społeczeństwo etc. - wraz ze śmiercią artysty.

Mutter, hast du mir vergeben
Nie "chodziły" też w radiu cudowne "Wieczory niekochanych" z muzyką Andrzeja Kurylewicza do wiersza Ireneusza Iredyńskiego. Ten ostatni akurat był "podpadnięty". Podobnie jak później, przez wiele lat, Zbigniew Herbert, stąd i Niemenowy "Kamyk" nie był powszechnie znany. Za to bez ograniczeń grano "Czy mnie jeszcze pamiętasz". Przy tej piosence prezenterzy na ogół dodawali, że włączyła ją do swego repertuaru Marlena Dietrrich. Ale żeby puścić w PRL-owskirn radiu "Mutter, hast du mir wergeben", co to, to już nie. Bo i jakże to, przy dziecku śpiewać po niemiecku? Gdy Niemen przestał pisać przeboje, zajął się muzyką filmową i teatralną. Był twórcą muzyki do przedstawień Szekspira, Mickiewicza i Słowackiego. Z filmami gorzej. Zapamiętaliśmy muzykę do "Rodziny Leśniewskich" - dla dzieci i partię wokalną Chochoła z "Wesela" Wajdy. A przecież pisał muzykę filmową do "Kroniki polskiej", "Antyków", "Zapachu ziemi". Do filmu "Polonia Restituta", o powstaniu Rzeczypospolitej z popiołów, szybko przemianowanego przez wszystkowiedzących na "Polonia Prostituta", gdyż nakręcił go Poręba, nie Wajda.

Żołnierz dziewczynie nie skłamie
Słucham najstarszych nagrań Niemena, ze słynną "Malagueną" włącznie. Nie razi, bardziej może piosenki w stylu "Nie bądź taki bitels" czy "Mamo, nasza mamo". Ale w końcu do ostatnich dni pamiętać będę swoje heroiczne boje toczone z ojcem o chłopięce prawo strzyżenia się inaczej niż "krótko, po męsku". Może nie były to więc tak mało istotne piosenki, przynajmniej dla 10 - 14-latków, którzy przy tej okazji poznali Niemena i pokochali go. Dziś trudno to pojąć, ale w latach 60. był Niemen największym wrzodem na podobno zdrowym ciele PRL-u. Do dziś nie wiem, dlaczego w 1967 roku w Opolu pozwolono mu zaśpiewać "Dziwny jest ten świat". Po wydarzeniach Marca 1968 naród tak gładko przełknął przecież "współczesną pieśń partyzancką", nucąc sobie szlagiery No To Co ("Po ten kwiat czerwony") oraz Czerwonych Gitar ("Niebieskooka" i "Biały krzyż"). Mój idol czegoś takiego nie śpiewał. I dlatego pozostał tym idolem na zawsze, i dlatego był nim także wtedy, gdy milczał. I dlatego moja żona dziś płacze. Druga połowa lat 60. naładowana była siarką i dynamitem. Marzec '68 zdarzyłby się w Polsce i bez "Dziadów", i bez Żydów. Wybuchnąłby z niczego, może trochę później - jak paryski Maj. Ale coś stać się musiało. Na fanów Rolling Stonesów pod Salą Kongresową wystarczyły armatki wodne. Na, cytując Marcina Wolskiego, "pokolenie czapki studenckiej" władze musiały rzucić Golędzinów. Ilu z pobitych przez ZOMO młodych ludzi było fanami Niemena?

Poranek marcowy, jak cicho
Dla mojej generacji był przewodnikiem duchowym. W kwiecistej koszuli, półkożuszku i z półtora kilogramem biżuterii zawieszonej na piersi stał się ikoną tamtej epoki. Ale przecież, choćby włożył na siebie cokolwiek innego, pozostałby Niemenem. Z tomikiem poezji pod pachą, na odwieczne pytanie: "mieć czy być", odpowiadającym zdecydowanie: "być".
W filmie "Sukces" - niech będzie zapomniany - zapowiadał nagranie piosenki pod tytułem "Białe koszule, czarne dusze". Buntował się przeciw temu światu białych koszul non-iron. Przeciw ortalionowym płaszczom, aktówkom, półbutom z "Radoskóru". To się nam, gówniarzom w przerobionych - z matczynych i ojcowskich kostiumów i garniturów - ciuchach, musiało podobać. Niemen pokazywał. że można żyć inaczej: szczerzej, naturalniej, a przy tym barwniej, piękniej, wesołej, i, na Boga, nie kłamać. Może niekoniecznie trzeba było w tamtych latach kłapać dziobem o Katyniu, ale w końcu nikt już nikomu nie kazał wyśpiewywać dyrdymałów Ważyka o I Korpusie.
A zawsze jacyś ochotnicy się znajdowali. I dyżurny recytator "Elegii na śmierć Ludwika Waryńskiego" Broniewskiego.
Marzyliśmy o tym, żeby być tacy jak Niemen, ale zdawaliśmy sobie sprawę z własnych ograniczeń. W ostateczności można było kupić bilet na koncert, możliwie w najbliższych rzędach i choćby tylko spróbować dotknąć idola. Ściskaliśmy kciuki za jego powodzenie na Zachodzie, aż któregoś dnia ktoś przytomnie zauważył: "Jeśli nie będzie go tam, to będzie tu". I okazało się, że jest na wyciągnięcie ręki, na Żoliborzu. Odtąd z dumą powtarzaliśmy zdanie, które po śmierci Czesława Niemena przytoczył Grzegorz Markowski: "Skoro świat nie poznał się na nim, to ten świat jest jeszcze głupszy, niż myślałem". To duża satysfakcja. Ale moja żona wciąż płacze.

Pieśń Pana
"Wszystko jest od Boga i do Boga droga" - śpiewał kiedyś Czesław Niemen. I ten Iwaszkiewiczowski cytat mógłby spiąć, niczym klamra, wczorajszą liturgię pogrzebową w kościele na warszawskich Powązkach. Już od pierwszych słów psalmu "Pan jest mocą swojego ludu/Pieśnią moją jest Pan" było jasne, że ostatnia droga wielkiego artysty będzie także - albo przede wszystkim - pożegnaniem z człowiekiem prawym i skromnym, co zaakcentował ks. Wiesław Niewęgłowski. Z człowiekiem obdarzonym przez Boga talentami i sprawiającym swoją twórczością radość i ludziom, i Bogu. Niemen też śpiewał psalmy, nie tylko w chórze kościelnym w rodzinnej wiosce. Znacznie później zdarzało mu się na koncertach wykonywać List św. Pawła do Koryntian ze słowami: "Gdybym mówił językiem ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jako miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący".
Dawał nam tę miłość przez wiele lat, wczoraj podziękowaliśmy mu, odwzajemniając ją.
Smutny to był dzień, ale dający nadzieję. W końcu: "Wśród wielkiej miłości wszystko jest poczęte/I wszystko bez sensu, lecz bardzo jest święte".

Krzysztof Masłoń

Kangie

#116
Czesław Niemen nie tylko dla mojego pokolenia znaczył wiele. Uświadamiał nam, Polakom, jak można budować prawdę i czystość sumień, jak można wyplatać dobro poprzez komunikaty przybierając formę polskiej klasyki poetyckiej. A cóż powiedzieć o znajdujących się w moich zbiorach winylowych i cyfrowych krążkach, o taśmach zapisywanych jeszcze na szmaragdach i tonetkach, a także o kasetach? Moje domowe archiwum z muzyką i wywiadami jest bogate. Mam kilka szczególnie cennych dla mnie pamiątek i fotografii. Z artystą rozmawiałem parokrotnie: w Przemyślu i Łańcucie oraz telefonicznie, kiedy przed laty gościł w jednej z nocnych Polskiego Radia. To stwierdzenie można uznać za truizm, ale ośmielę się stwierdzić, że odszedł człowiek Renesansu, humanista, słowem - ten, kto orientował postawy swoich słuchaczy w stronę dobra, estetyki i czystości w relacjach interpersonalnych. W Polsce zdominowanej przez frajerów, parweniuszy, polityków nieudaczników zaczyna brakować autorytetów z klasą. Dziwi przeto wypowiedź marszałka Sejmu, ale gdy przypatruję się atroffi dobra i uczuć, nic mnie już w III Rzeczypospolitej nie zdziwi. Ciężko się uwolnić od terroru głupców. Niech zatem Wasze pióra tak jak dotąd uświadamiają czytelnikom złożoność polskiego wizerunku, w którego tle połyskują mimo wszystko kryształki wrażliwych serc Czesław Niemen zapewne spogląda z wysokości na polską głupotę i przy pomocy wdzięcznych aniołów montuje nową formację, która zagra tak mocno, że obudzą się jeszcze nasze polskie sumienia, które rzeczywistość wolnorynkowa chciałaby z uporem godnym lepszej sprawy skierować na boczne tory. Jeszcze raz kieruję do obu panów ukłony i wyrazy najwyższego szacunku za prawdę o człowieku, który budził sumienia.

Henryk Grymuza

Henryk Grymuza - Socjolog, doradca zawodowy, pedagog, trener biznesu, fotoreporter, dziennikarz.

Zainteresowania: literatura, scenariusze filmowe i radiowe, filozofia, psychologia społeczna, muzyka rockowa lat 60. i 70., historia radia.

Autorytety: Jan Paweł II, Czesław Niemen, x. prof. Józef Tischner, Jimi Hendrix, John Lennon, Elton John, Dionnie Warwick, Dalida

Kangie

W artykule Krzysztofa Masłonia pt. "Sprzedawał nam gwiazdy'' Pożegnanie Czesława Niemena", znalazł się taki oto passus: "Gdy stało się jasne, że to nie poezji bronić trzeba przed Niemenem, ale Niemena przed polonistycznymi dinozaurami, po cichu usiłowano dorobić artyście polityczną "gębę", zwracając uwagę na fakt, że miłośnikiem Norwida był również... Zenon Kliszko. Szalenie odważna była to konstrukcja, zwłaszcza że pojawiła się dopiero w momencie, gdy towarzysz Zenon wraz z ekipą Gomułki odchodził w polityczny ''niebyt". Ku pamięci przypomnę. Pod koniec lat 60. podjęto decyzję wydania "Pism wszystkich" Cypriana Kamila Norwida. Łapę na tej wielotomowej edycji trzymał towarzysz Kliszko Zenon z Komitetu Centralnego PZPR. Podobno żywo interesował się i poganiał drukarzy. Kiedyś szef drukarni, po rozmowie telefonicznej, powiedział do pracowników: Znowu dzwonił Kliszko, znajomy Norwida. (...) Jeżeli chodzi o Czesława Niemena, to przechowuję w pamięci pewne wydarzenie. W 1972 roku znalazłem się po Jego koncercie za kulisami. Było to w Domu Kultury w Zduńskiej Woli przy ul. Dąbrowskiego. Zdziwiło mnie to, że poświęcił kilka chwil uczniowi z elektronika. Na do widzenia otrzymałem zdjęcie z autografem. Byłem takim słuchaczem, który znał na pamięć Jego pieśni. To był bardzo nieśmiały artysta. Marzyciel-myśliciel, który uczył nas czułości do poezji (i nie tylko!). Kiedy przed laty w złotej kolekcji Pomatonu EMI ukazał się album Czesław Niemen: ''Czas jak rzeka", napisałem notę. Kilka warszawskich redakcji odrzuciło mój tekst do kosza. Tłumaczono się pokrętnie i nijako. Nie broniłem swojego felietonu, bo to byłoby z mojej strony niehumanitarne. Czesław Niemen to był ktoś, kogo, jak to bywa nad Wisłą i Odrą, za życia nie doceniano. Trzeba śmierci, żeby się podniosło larum żywych. Kłopot w tym, że umarli nie czytają wspomnień. Docenić kogoś za życia, to jest heroizm!

Czesław Mirosław Szczepaniak

Kangie

Fotografia z dowództwem pułku
- Czesiek znalazł mnie w kabarecie Groteska w Krakowie i po powrocie z Włoch zaproponował poprowadzenie gigantycznej trasy koncertowej po Polsce - zwierza się Krzysztof Materna. - Na koncertach pojawiała się rodzina Czesława, to było dla niego bardzo ważne. Dbał o to, żeby siedzieli na dobrych miejscach. Podczas trasy za jeden z moich pomysłów odebrano mi karnie stawkę. Przed drugim występem w Operze Leśnej zdążyłem nocą, wytłumaczyć Czesławowi, że nie powinniśmy go kończyć smutnym utworem. Czesiek podjął wyzwanie i zagrał na bis numer The Jackson Five, co tak rozochociło młodzież bigbitową, że połamała ławki na widowni, rozpoczęła się burda. A tak bardzo byłem dumny z mojego pomysłu! Nie przeszkodziło to Czesławowi wykonać wspaniałego gestu wobec mnie. Jako uchylający się od służby wojskowej zostałem w końcu zesłany do wojska. Niemen, będąc niesłychanie ważną osobą, postanowił dać darmowy występ w mojej jednostce w Trzebiatowie nad Regą. Sprzęt przywiozły wojskowe ciężarówki z Koszalina. Grał trzy godziny, obejrzała go cała jednostka. Po zakończeniu sfotografował się ze sztandarami jednostki i całym dowództwem pułku - po to, żeby mnie zwolnili na urlop. Od razu pojechaliśmy do Opola, gdzie poprowadziłem wieczór jego Złotej Płyty. Ten gest scementował naszą przyjaźń.
Po zamknięciu włoskiego rozdziału kariery, Niemen rozpoczął podbój rynku niemieckiego i skandynawskiego. Pomocą w nawiązaniu kontaktów w Niemczech, podobnie jak i we Włoszech, służył Roman Waschko. Jeden z jego przyjaciół był wysoko postawioną figurą w niemieckiej wytwórni płytowej CBS.
- Pierwszy niemiecki album "Strange Is The World" nie był wielkim hitem komercyjnym, ale CBS poznało się na artystycznej randze nagrań i inwestowało w artystę - mówi Andrzej Marzec. - Czuł satysfakcję. Nagrywał w Monachium w studiu, w którym gościli wtedy The Rolling Stones i Queen, pracował z ich realizatorem. W 1973 r. Niemen nagra w RFN płytę "Russische Lieder". w Polsce-poza kilkoma piosenkami - dotąd nieznaną. Był to powrót do muzyki młodości. Jak wspominał, w domu często śpiewano rosyjskie pieśni. Cerkiewnego śpiewu jeździł słuchać do cerkwi w oddalonym o 60 kilometrów Grodnie.
- Myślę, że nagranie "Russische Lieder" zaproponował pracujący w "CBS pan Wznderlich - uważa Andrzej Marzec. - Podczas wojny walczył w Rosji i w Polsce, był oficerem Wermachtu, siedział w polskim więzieniu, gdzie nauczył się naszego języka. Zapamiętałem go jako człowieka niezwykle otwartego. Był bardzo oddany Cześkowi. W przeciwieństwie do popularnego w tamtych lalach albumu z rosyjskim repertuarem, który Iwan Reprow nagrał lekko, łatwo, przyjemnie i "pod nogę". Czesław zaprezentował wielką sztukę. Realizatorzy nie mogli uwierzyć, że jeden artysta mógł nagrać wszystkie głosy w partiach chóralnych.
To przekonało władze CBS do planów wydania płyty Niemena w Wielkiej Brytanii. - W 1974 r. polecieliśmy do Londynu, gdzie fetowano nasz pobyt w sposób bardzo okazały - wspomina dalej Andrzej Marzec.

- Oglądaliśmy musicale, koncerty, w tym Pink Floyd w Wembley Arena z programem "The Dark Side Ot The Moon"! Show robił takie wrażenie, że odpadała głowa. Widzieliśmy m.in. projekcję z sekwencją Breżniewa. Zastanawialiśmy się, co można zrobić w naszej siermiężnej rzeczywistości za pomocą paru lampek i sprzętu przywiezionego z Włoch.
Firma CBS zaprosiła też Niemena do Stanów Zjednoczonych. Na nagranie płyty wydano 60 tysięcy dolarów. W sesji wziął m.in. Jan Hammer i Michał Urbaniak. Ale oczekiwanego przełomu nie było. Legendą obrosła sprawa zaproszenia naszego muzyka do zespołu Blood Sweet And Tears. Przesłuchanie Niemena miało się odbyć podczas koncertu w Malmoe. Moment wyjazdu z Warszawy przedłużał się. Słynny Ford Mustang mknął 150 km na godzinę po krętych polskich drogach, ale muzycy zobaczyli tylko światła odpływającego promu. Sprawę przeżył spokojnie - mówi Andrzej Marzec. - Wcale nie było przesądzone, co z tego może wyniknąć. Nie roztrząsał problemów. Miał własną wizję rozwoju i to dawało mu wewnętrzny spokój. Przy jego popularności w Polsce, zagraniczne plany nie miały tak wielkiego znaczenia.
- Miałem niewielką satysfakcję, jeśli nie liczyć koncertów u boku znakomitych zespołów, takich jak Blood Sweat And Tears czy Spencer Davies Group - wspominał Niemen. - Niby miałem szansę, kiedy nagrywałem dla CBS International. Próbowano mnie wylansować, ale nie czułem ze strony moich opiekunów, determinacji. Zacząłem się powoli wycofywać.

Azylem była poezja
- Mimo że urodziłem się w przedwojennej Polsce, na Kresach nigdy nie kończyłem żadnej polskiej szkoły - opowiadał Niemen. Moim ulubionym poetą był Lermontow. To były moje nastoletnie fascynacje. Dopiero później, przyszło zainteresowanie filozoficzną sferą poezji Herberta, Leśmiana, Słowackiego. Wziąłem sobie do serca, że jestem jednym z wielu "późnych wnuków" Norwida. Wspólnie z Pawłem Brodowskim wystosowaliśmy list do Jarosława Iwaszkiewicza, kiedy powstawała muzyka do wiersza "Piosenka dla zmarłej", ponieważ Paweł tłumaczył to na język angielski. Bez większego entuzjazmu zgodził się;. Kiedy zamierzałem nagrać Herberta, Polskie Nagrania, monopolista fonograficzny, nie chciał się zgodzić. Przemyciłem jedynie niezwykły jego wiersz "Kamyk". Herbert nie bardzo to trawił, nie lubił takich krzykaczy, rockandrollowców - jak ja. Dopiero po jego śmierci dowiedziałem się od żony poety, że cenił mnie za "Bema pamięci żałobny rapsod" Norwida. Osobiście się nie spotkaliśmy. Próbowałem, ale nie chciałem być namolny. Napisałem dwa wiersze dedykowane poecie, "Słowo i granit" i "Do Zbigniewa Herberta (w kwestii muzyki pop)".
- Bliżej poznaliśmy się gdy stworzył Akwarele, dla których napisałem kilka tekstów - mówi Wojciech Młynarski. - Dwukrotnie mieliśmy turę po Polsce z popularną audycją "Zgaduj-zgadula". Jechaliśmy w tym samym autobusie. Zauważyłem, że był introwertyczny, jednocześnie o zdecydowanym poglądzie na muzykę. Zgadaliśmy się o Norwidzie, akurat miałem jego tomik przy sobie i półżartem powiedziałem, żeby napisał muzykę do "Bema pamięci...". Ogromnie mu się to spodobało. Uważam, że kompozycja napisana do Norwida to jedno z jego największych dokonań. Potem stało się coś, czego się nie spodziewałem. Niemen nie poszedł w stronę komercji, urzekła go poezja śpiewana. Miał intuicję i gust. Boży dar pozwalał mu znajdować właściwy język wypowiedzi, kiedy interpretował bardzo trudne, refleksyjne wiersze, które można zatłuc muzyką. Powstały utwory tak piękne, jak "Jednego serca" czy "Klęcząc przed Tobą". Wajda mówił, że tylko Niemen, nikt inny może zaśpiewać partię. Chochoła w filmowym "Weselu". Myślę, że Wajda potrzebował krzyku, rozdarcia.
- Pojawienie się Czesława Niemena w "Weselu" jako głos Chochoła jest nie chwaląc się, moim pomysłem, choć muzykę do tego filmu skomponował Stanisław Radwan - mówi Andrzej Wajda. - To on dał szansę, podczas nagrania, rozwinięcia się w tej zdumiewającej pieśni wszystkim tajemnym brzmieniom głosu Niemena. To dziwne i jedyne w swoim rodzaju, ale film "Wesele" zrósł się już na zawsze z tak zaśpiewanym tekstem: "Miałeś chamie złoty róg...", a głos Niemena "niesie się po lesie..." i będzie niósł, jak długo film ten będzie wracał do widzów.
W 1975 r. schronił się w Teatrze Narodowym u Adama Hanuszkiewicza. - Pamiętam go jako zamyślonego świątka, ale dla mnie był przede wszystkim pieśniarzem sakralnym, idealnym kompozytorem integralnej części muzyki moich spektakli - III części "Dziadów" i "Ustępu" - wspomina Hanuszkiewicz. - Fenomenalnie skomponował chóry anielskie i diabelskie. Napisał fantastyczną muzykę do metafizycznych dramatów Juliusza Słowackiego "Snu srebrnego Salomei" i "Samuela Zborowskiego". Połączyło nas zauroczenie polską literaturą, z którą obaj zetknęliśmy się poza szkołą podczas okupacji.

Partia, co pochlebców słucha
Czesław Niemen wielokrotnie podkreślał, że czuł się w PRL - prześladowany. Jak mówił, przetrwał tylko dzięki fanom. Pierwszą krzywdę partyjno-rządowe media wyrządziły mu kolportując nieprawdziwą informację, że podczas koncertu pokazał... "cztery litery". Niemen chciał to dementować, nie udało się. Przez wiele lat miał problemy z mieszkaniem. W latach 60., kiedy nie grał koncertów wynajmował pokój w warszawskim hotelu MDM.
Potem kupił dwudziestokilkumetrową kawalerkę na Niecałej. Ale władze miasta nie chciały go zameldować. Mieszkał na dziko i ciągle wzywano go w tej sprawie na kolegium. - Wydziały Komitetu Centralnego miały wyraźne dyrektywy. To chyba Kraśko powiedział, że "nic będziemy lansować Niemenków". No i nie lansowali - mówił.
- Wielu było kolegów, którzy umoczyli się? w kampanii antyniemenowej, bo uważali, że dowcipne jest obnażanie wad Niemena - uważa Wowo Bielicki. - Było mnóstwo uszczypliwych głosów, cierpkie uwagi i okropny film Marka Piwowskiego. Moim zdaniem była to plama Piwka, w zamierzeniu środowiskowy wygłup, ale atmosfera była ku temu sposobna - Kiedyś zrobiłem żartobliwy portret filmowy Niemena - wyjaśnia Piwowski. - Jego fani zarzucili mi że oczerniam idola, a krytycy, że go wybielam. A portret to nie laurka. Samo białe - nic nie widać. Samo czarne - też trzeba mieszać, żeby zobaczyć człowieka w całym jego bogactwie. On miał głos tak fenomenalny, że krytycy z braku argumentów czepiali się, że za kolorowo się ubiera. To były takie czasy, że jak ktoś dostał talon na żółtą ładę wolał zaczekać na szarą. Przeprosiłem Niemena za film. Dziś bym już takiego nie zrobił.
- Jego potknięcia, których nie brakowało w wypowiedziach, były wyolbrzymiane i to właśnie pokazuje film Piwowskiego - uważa Andrzej Marzec. - Wynikały z pewnego rodzaju naiwności, dobrego serca. Tracił na tym, a nie powinien. Dlatego stopniowo zamykał się, brak życia towarzyskiego rekompensował małżeństwem z Małgosią. Znajdował akceptację w domu.
- W 1976 r. napisał dla mnie dwie piosenki do tekstów Jonasza Kofty -"Kiedy się dziwić przestanę" i "Pieśń ocalenia", którą chciałam wykonać w Opolu w "Premierach" - mówi Maryla Rodowicz. -Namawiałam go wiele tygodni. W końcu udało się. Pojechaliśmy razem, zaśpiewaliśmy i... wycięli nas z transmisji. Śmiał się ze mnie. "A widzisz" - mówił. Brak otwartości brał się z tego, że nigdy nie był rozumiany ani jego strój, ani sposób śpiewania. Spotkało go z tego powodu wiele przykrości. Coraz bardziej bał się podstępu, że ktoś chce go wykorzystać, jak w filmie "Sukces". Bał się być śmieszny, bał się niepowodzenia.
- W 1979 r. zwyciężył w sopockim konkursie piosenką "Nim przyjdzie wiosna". Zaczęto plotkować o jego związkach z władzą. Po wydarzeniach w Radomiu władze stały się rzekomo bardziej liberalne - tłumaczył w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej". - Jednak dwukrotnie mój występ zdjęto z telewizyjnej anteny. Powiedziałem o tym w jednym z wywiadów. Wtedy Jerzy Gruza zaproponował mi występ w Sopocie. Ale zaraz znaleźli się tacy, którzy powiedzieli, że zwyciężyłem dzięki partii, do której się zapisałem. Tego było za wiele. Nawet w ruskiej szkole nie byłem ani pionierem, ani komsomolcem. Nie strugając wariata, mówiłem wprost, co myślę. Kiedy pod koniec lat 60. miałem propozycję przyjęcia czerwonej legitymacji, zacytowałem fraszkę Norwida: "Jeżeli szukasz nieprzyjaciół swoich nieprzyjaciół, to jakbyś szukał ostrza, żebyś w ranę zaciął i nie jesteś z miłości ogólnego ducha, lecz z ducha partii, który, co pochlebne słucha..." Facet się zamknął. Nic. Nie byłem w żadnej partii. Padł ofiarą manipulacji na początku stanu wojennego. - Z programu świątecznego, który nagrałem przed 13 grudnia, wmontowano bez mojej zgody fragment wypowiedzi do "Dziennika TV" - mówił z goryczą. - Część opozycji, zwłaszcza za granicą, próbowała mnie bojkotować, zanim nie zrozumiała, że to była intryga, ćwierćinteligentna manipulacja pułkowników kontrolujących TVP.

Tak, ale po co?
- Płyty "Dziwny jest ten świat". "Sukces", "Czy mnie jeszcze pamiętasz?" powstawały jako muzyka zaplanowana, zaaranżowana -mówi Tomasz Jaśkiewicz. - W zamyśle to było bardzo świeże, spontaniczne, w wykonaniu profesjonalne. "Enigmatic" z "Bema pamięci..." dążył do poszerzenia percepcji. Pojawiły się improwizacje. Doszliśmy do granic eksperymentów atonalnych. Potem pojawiła się muzyka elektroniczna, najmniej lubiana przez szeroką publiczność.
- Pamiętam go z Sopotu, gdy wystąpił z wielką elektroniczną maszynerią - wspomina Jerzy Gruza. - Wcześniej zastanawialiśmy się ile ma zagrać - 5 czy 10 minut. A on grał bez końca. Nie wszystkim to się podobało, ludzie zaczęli wychodzić. Nie wszyscy chcieli pamiętać, że nieważne, jaki temat brał na warsztat, czy śpiewał o papugach czy o Bogu - zawsze robił coś szlachetnego.
- Myślę, że zainteresowanie elektroniką wzięło się stąd, że Czesław, jak każdy muzyk, chciał mieć pełną kontrolę nad tym, robi -mówi Tomasz Jaśkiewicz.
- W 1967 r. Niemen śpiewał na festiwalu w Opolu "Sen o Warszawie" - mówi Paweł Brodowski. - Przed wykonaniem "Dziwny jest ten świat" realizator zaczął poprawiać parametry dźwięku. Na
widowni były "najwyższe czynniki", transmisja szła na żywo, a Czesław jak gdyby nigdy nic zrobił przerwę, w występie i powiedział do realizatora dźwięku: "Panie inżynierze! Niech pan przestanie, ja się sam będę miksował!". To były słowa typowe dla jego postawy twórczej do końca życia. Z biegiem lat z zespołu zaczęło ubywać muzyków, został sam na sam z ogromną elektroniczną, aparaturą, osobiście podłączał pajęczynę kabli swego instrumentarium przed koncertami. Sam się nagrywał, sam projektował okładki, miksować stare nagrania z myślą o wznowieniu.
W połowic lat 90. padł pomysł dwumiesięcznej trasy po Polsce: Animalsi, Niemen, Grechuta, Krajewski, Rodowicz, - Pytał- "Mańka po co ty grasz tyle koncertów" - wspomina Maryla Rodowicz- Tłumaczyłam, że jestem muzykiem, że lubię. Odpowiadał. "Mańka, przestań, przecież już pograłaś sobie w życiu'' Myślę że przekomarzał się. Możliwe, że drążył temat, szukał sensu. Faktem jest , że organizator trasy, o której wspomniałam, mało nie dostał zawału - już musiał drukować plakat, a Czesław wciąż nic podjął decyzji. W końcu zgodził się, aczkolwiek niechętnie. Miał wtedy pasję kręcenia kamerą wszystkiego, chodził z nią cały czas. Mówiliśmy do niego "Fellini". Gdy domagaliśmy się, żeby coś zjeść po koncercie, nie chciał z nami chodzić na kolację. Robił wymówki w stylu "Kto je w nocy?". Był wegetarianinem, pytał dlaczego jemy mięso. Na znak protestu nie wychodził z autokaru. Siedząc w restauracji, mieliśmy odczuwać wyrzuty sumienia.

Poszukiwania do ostatnich dni
Myślę, że bardzo przeżył krytyczne recenzje albumu "Spodchmurykapelusza". Pamiętam, jak rok temu długo trzeba było go przekonywać do przyjęcia Złotego Fryderyka za całokształt osiągnięć - mówi Hieronim Wrona. - Kiedy już się zgodził - rezygnował, bo słyszał, że nagroda jest przyznawana niesprawiedliwie. Gdy udowadnialiśmy, że wszystko jest fair, nie przyszedł, bo jak powiedział, przeszkadzało mu palenie papierosów na sali. Nigdy nie mogliśmy mu wręczyć tej statuetki. Stawał się coraz bardziej zamknięty. Mimo fascynacji Internetem i komputerami nie chciał używać poczty elektronicznej. Długo decydował się na kupno telefonu komórkowego. W domu nie było za dużo pieniędzy. Żył z nie największych tantiem, a jednak z godnością. Był wspaniałym ojcem, głową rodziny otoczoną szacunkiem przez żonę i wspaniałe wychowane córki, Natalię i Eleonorę, które szanowały w nim ojca człowieka, nie tylko artystę. Na pewno nie pieniądze były powodem, że stawał się coraz większą Zosią samosią. Uważał, że jak chce się zrobić coś dobrze, trzeba to zrobić samemu. Sam wykonał okna do domu i kręcone schody. No i nie miał czasu wszystkiego dopilnować. Sam nic mógł poradzić sobie z chorobą. Nie chciał iść do lekarza. Mówił, że wystarczy mu siemię lniane. No i nie wystarczyło.

Wypowiedzi Czesława Niemena pochodzą z wywiadu, jakiego udzielił "Rzeczpospolitej" w 2001 roku.

Kangie

C.d.

Sztuka zaangażowana
Artysta z czterdziestoletnim dorobkiem, poeta, malarz, kompozytor, wyjątkowy głos, legenda estrady, wielka osobowość. Czesław Niemen. Po dwunastu latach od wydania płyty "Terra Deflorata", oczekując na zmniejszenie plagi piractwa fonograficznego, wydał autorski album o słowotwórczym, żeby nie powiedzieć modernistycznym tytule "Spodchmurykapelusza". Chwała za to Piotrowi Kabajowi i Tomaszowi Kopciowi z firmy Pomaton EMI. W międzyczasie ukazywały się kolejne reedycje z dawniejszych nagrań Niemena w Polskich Nagraniach i nie tak dawno w serii
Pomatonu "Złota kolekcja" - "Czas jak rzeka". Zrealizował muzykę do spektaklu plenerowego "Księga Krzysztofa Kolumba" (Gdynia 1992), nagrywał z grupami artystów (Moja i twoja nadzieja, Osiem błogosławieństw), występował w kraju i za granicą (USA, Australia). W 180. rocznicę urodzin Cypriana Kamila Norwida, 20 października 2001 r., wystąpił w Kościele Polskim w centrum Paryża (w tym samym, do którego poeta uczęszczał w XIX wieku, żyjąc na emigracji). Od ponad dziesięciu lat publikuje felietony, dzienniki i wiersze w miesięczniku Tylko Rock. Płyta "Spodchmurykapelusza" prezentuje twórczość poetycką Niemena w bogatej, nowoczesnej oprawie muzycznej. Wokalna interpretacja poetyckiego tekstu mająca rytmikę i rockowe frazowanie, daleko wyprzedza obiegowo rozumiany kanon poezji śpiewanej. W lutowym numerze pisma Estrada i Studio czytamy w recenzji autorstwa Krzysztofa Zielińskiego:
Po raz któryś okazuje się, że tak zaśpiewać może tylko Czesio Niemen, dla którego nie ma trudnych fraz, melodii, interwalów. Niesamowita skala i jakość głosu sprawiają, że możemy usłyszeć jak pięknie i przekonująco może zabrzmieć linia wokalna.
W załączonej do płyty książeczce Niemen umieścił teksty i reprodukcje własnych komputerowych prac graficznych. Aukcja tych prac odbyła się podczas wernisażu w galerii Katarzyny Napiórkowskiej, połączonego z promocją płyty. Całkowity dochód z aukcji został przeznaczony na zakup sprzętu edukacyjnego dla polskich szkół na Litwie. Zaangażowanie w sprawy społeczne oraz klarowny światopogląd to cecha osobowości i twórczości poetyckiej Niemena, którą rozpoczął w roku 1967 autorską piosenką Dziwny jest ten świat. Twórczość Niemena tak jak kiedyś, również obecnie jest przedmiotem wielu komentarzy, a niektóre odzwierciedlają - bardziej lub mniej usprawiedliwiony - niedostatek wiedzy. Redakcja Gazety Muzycznej poprosiła artystę o wypowiedź na temat motywów towarzyszących powstawaniu utworów nagranych na tej płycie, ich genezy, źródeł inspiracji i sposobów realizacji. Pasjonujące zwierzenia zza kulis warsztatu twórczego Niemena wysłuchał i zanotował Janusz Popławski, dzielący się na koniec refleksjami o muzyce na płycie.

Spokojnym krokiem
Kiedy zaczynaliśmy tworzyć muzykę rockową, panowało przekonanie, że język polski nie nadaje się do śpiewania jazzu czy rocka. Pamiętam jak powszechne było "lengwidzowanie", nawet jeśli wykonawca nie znał języka angielskiego. Często były to niby słowa - tak zwane "rybki" udające oryginał. Nie podobało się to, rzecz jasna, ówczesnym "czynnikom", mimo że takie niuanse dla nich nie zawsze były rozróżnialne. Chodziło bardziej o kopiowanie zachodnich wzorów. Franciszek Walicki, założyciel zespołu Niebiesko-Czarni, w 1962 roku zainicjował nowy trend pod hasłem: "Polska młodzież śpiewa polskie piosenki". Ale pierwsze piosenki były banalne w treści, między innymi dlatego, że szukaliśmy męskich rymów z akcentem na ostatnią sylabę. Co oznaczało tylko jedno: fraza musiała się kończyć jednosylabówką. Ale ile mamy takich SŁÓW, jak to ostatnie? Głów, snów, ów, bzów, dziur, bzdur etc., i tak dalej, i temu podobne. Olśnienia doznałem dopiero, kiedy po raz pierwszy usłyszałem Karuzelę z madonnami w ekspresyjnym wykonaniu Ewy Demarczyk. I choć nijak to się miało do wymogów rocka, myśl zaczęła kiełkować. Po latach nauczyłem się posługiwać akcentem na przedostatnią sylabę, nie tracąc nic z muzycznego groov'u. Dzisiaj już nie ma problemu - prawie każde polskie słowo można interpretować rytmicznie tak, aby nadać mu dynamikę i ekspresję o dużej sile wyrazu, jak w oryginalnej muzyce rockowej czy rhytm & bluesowej.
Spokojnym krokiem napisałem pod koniec ostatniej dekady minionego wieku. W pewnym stopniu jest to projekcja koszmarnego snu z przeszłości. Tekst jest alegorycznym obrazem ucieczki przed (ex)wiedźmą, nieprzychylną prasą cmokierskiej branży lat 70-ych próbującej dezawuować mnie jako muzyka i kompozytora. Ci, którzy dziś nie nadążają za moim tekstem, niech rzeczywiście biją się w czoło sami, skoro opamiętanie nie jest w stanie ich wyręczyć. Konkluzja - czytelna. Cierpliwie przetrwałem, gdy oni pozostali, drepcząc dalej w oddalającym się i coraz bardziej słabnącym zgiełku...

Trąbodzwonnik
Ta płyta od początku miała być rozliczeniem z niesprawiedliwym traktowaniem mnie jako niepokornego nonkonformisty. Ponieważ nikt ze mnie nic ulepił maszynki do zarabiania pieniędzy. Departamenty Tchórzliwych Podejrzeń do tej pory coś mi imputują. W Trąbodzwonniku mówię o dyktaturze - skrytej, jawnej, zabawnej... O niepełnosprawnych intelektualnie, którzy uzurpują sobie prawo do posiadania dóbr nie przez siebie wypracowanych. A także o niepełnosprawnych seksualnie - w domyśle - Man's. Man's Worid (męski świat pełen poronionych wynalazków ostatnio - viagra). I nie chodzi tu o jakikolwiek przytyk pod adresem nadpobudliwych seksistów, ci są zawsze supersprawni. Irytują mnie nieudolne próby amerykanizacji wszystkich aspektów życia, szczególnie rozrywki. Czyż to nie śmieszne, że chcemy zadziwiać prekursorską w tym względzie Amerykę, nie zawsze mając w sobie dość finezji twórczej i wykonawczej?

Nie wyszeptuj
Ten tekst napisałem kilka lat temu. To jasne, że nie należy się cieszyć czyimś upadkiem ani śmiercią. Życie jest mgnieniem, jak lot meteory- , tu. Więc ciszej... Nie tak błyszcząco i nie po trupach szukajmy drogi do szczęścia... Muzyka powstała w studiu latem 2001 r. Fletowe i gitarowe brzmienia pochodzą z najnowszego instrumentu Yamaha Motif, który obok VL-1 stanowi szczytowe osiągnięcie w technologii rejestracji i tworzenia próbek brzmień. Ale korzystam tu z arsenału także zabytkowych już modułów Yamahy TX 816 (basy), Synthi (loopy) i innych, że wspomnę o własnych próbkach brzmień. Smyczki (jak żywe) uszlachetniają tematy (intermezza).

Śmiech Magalozaura
Śmiech... jest rockowo - elektronicznym odkryciem na długo przed dzisiejszym nudnym techno. I słowa, i muzyka powstały jednocześnie w połowie lat osiemdziesiątych. Nawiązuję tu do problematyki grzechu pierworodnego i jego konsekwencji poruszanej już w tekście Począwszy od Kaina na płycie "Terra Deflorata". Homo sapiens zaczyna proces samounicestwienia. Spadkobiercy agresywnych cech antropoidów dająco chwila "popalić" w sześciomiliardowym natłoku...

Jagody szaleju
To oczywiście groteska najczystszej wody. Ostatnio miliony ludzi szaleją w rytm muzyki pseudofolkowej tak, jak przed laty w rytm pneumatycznej młócki disco polo. Zawsze miałem awersje do owczego pędu - "Teraz się tego słucha, śpiewa i tańczy..". Folgowanie na folku przynosi, moim zdaniem, więcej szkody oryginalnej muzyce folklorystycznej, niż pożytku. Bylejakość i siermiężność konkuruje, dzięki mediom, z dobrym smakiem. Wszelako prawda jest taka, że ...nie wszyscy rodacy są byle jacy... Humor w tej kompozycji jest adekwatny do skojarzeń (w refrenie)
z poprzednim marszo-pędnym systemem (miliony rąk / milionów nóg...). Masowego wodzirejstwa do tej pory nie udaje się zdymisjonować. Jednak kontrapunkty fagotowe pochrząkują w tym fokstrocie pobłażliwymi tonami, łagodząc nachalną inwazję kiczu. Pochodzą z ongiś wesołej kresowej wioski - znam się na rzeczy. Niech więc nikt mnie nie uczy co to jest folklor.

Pojutrze szary pył
To osobista, autobiograficzna refleksja. Bardzo szanowałem mojego Ojca, ale po wielu latach uświadomiłem sobie, że nie byłem wystarczająco wrażliwym na jego zmartwienia. A przecież
doświadczenie wieku dojrzałego dopada każdego z nas niezależnie od lego, jak będziemy napinać muskularne ramiona l? beztroskim, nicpońskim życiu. Jakże często młodość musi przeminąć, by ...pojąć że młody grzbiet i pięści - siła dziś /pojutrze szary pył... Instrumentarium jest dopowiedzeniem tekstu, jako dialog dwóch światów - dwóch pokoleń. Fletowe dźwięki (rozsądek, dojrzałość) wciąż są tłamszone przez wojujący, nie znoszącą sprzeciwu gitarę rockowa. Syn marnotrawny czasem wraca, lecz ciągle zbyt wielu młodych ludzi ufnych w siłę swoich mięśni idzie w niewiadomym kierunku, czasem bez szans powrotu.

Sonancja
Szczególnie drażni mnie manierystyczne nadużywanie wulgaryzmów, jako "odkrycia" w nowomodnej poezji "toaletowej". Tak zwani postmodernistyczni artyści twardziele są dziś postrzegani jako przewodnia siła "twórcza" nowej Ery. Niezły bełkocik... Są również znawcy - publicyści, którzy ustalają, kogo przyjmą do grona pomazańców, a kogo obsmolą furią pogardy. Żadne przesłanie poetyckie, a szczególnie to Norwidowe o - poezji i dobroci, jako uwieńczeniu pracy autorskiej, na końcu dziejów zdaje się; już nic obowiązywać... W Sonancji próbuję przeciwstawić się jarmarcznym stosom w przenośni i dosłownie. Odkrywam wyjątek - perełkę. Symbol prostoty, lecz także zachwycający przez swoją unikalność. A wkoło chaos gęstnieje i basują mroczne gromy. Stąd ta dżungla w aranżacji, na przemian z praorientalnymi motywami, jakby to były echa rodem ze starożytnej Mezopotamii, gdzieś z płododąjnych dolin Eufratu...

Manhattan '93
Kosmicznym widokiem Manhattanu zachwyciłem się po raz pierwszy w 1973 roku, kiedy nagrywałem album "Mourner's Rhapsody" dla ówczesnej CBS International. Ale dopiero dwadzieścia lat później dane mi było wystąpić na deskach broadwayowskiego Town Hali. Okazją było 30-lecie mojej pracy twórczej. Pierwszą piosenkę Wiem, że nie wrócisz napisałem w maju 1963 roku w Krakowie. I oto emigrant (krakowianin), Józef Ruszar, podjął się zorganizowania mojego recitalu na Broadwayu (8 maja 1993). Uwieczniłem ten fakt refleksyjnym tekstem, a po zakupieniu pierwszego, najszybszego wtedy, komputera (Macintosch Ouadra 950). namalowałem myszką pierwszy obrazek Cosmocity. Dziewięć lat później, w 2001 roku (znowu maj) odkryłem w swoich zapiskach owe szkice i wpadłem na pomysł bluesowej formy muzycznej, i tak powstała piosenka pt. Manhattan '93. Po 11 września trochę niesamowicie brzmi fragment końcowy ...dobrze. Że moi rodacy / emigranci znad Wisły / nie zawiedli / w przeprawie / przez Hudson River / by odkryć /że drapacze białych obłoków / nie są tu aż tak niebotyczni'... A przecież, pisząc ten tekst, miałem na myśli włączenie się; Polaków do ogólnoamerykańskiego życia kulturalnego, a nie zamykania się w podnowojorskich klubach polonijnych.

Co po nas
Na początku lat 90-ych było kilka bezsensownych śmierci i ta szczególnie niepotrzebna. W wypadku samochodowym zginęła wokalistka Niebiesko - Czarnych, Ada Rusowicz. Napisałem wówczas tekst o przemijaniu pt. Co po nas i odtąd, niemal zawsze tym utworem zaczynałem swoje recitale, aż przyszedł czas na umieszczenie go na kolejnej płycie. Jedna z najsmutniejszych piosenek,, jakie napisałem. Idźmy więc naprzód i świadomi /pozostawiania za sobą śladów / których potomni/nie tylko : lenistwa i nie odczytają... Po niedawnych pożegnaniach Stanisława Zybowskiego, Grzegorza Ciechowskiego i Heleny Majdaniec świadome podążanie naprzód tylko mnoży pytania, na które nie ma odpowiedzi.

Doloniedola
Ta kompozycja to swoista kontestacja nowofalowego rocka, obecnego (ni stąd, ni zowąd?) w TVP w pierwszych latach stanu wojennego. Z chwilą podjęcia wyzwania i powrotu na scenę w 1984 roku,wykonywałem ją na każdym koncercie, między innymi na Festiwalu w Jarocinie 1987. Pytano mnie wówczas, czy nie obawiam się występu przed gniewną punkrockową publicznością. W trakcie występu odniosłem wrażenie, że młodzi dobrze się bawią. Jedynie pod koniec koncertu zaczęły do mnie docierać skandowane okrzyki (wydawało mi się, że krzyczą jakieś brzydkie słowo), ale tym słowem okazał się,... zespół Turbo. Dopaliłem wtedy z mojej Robotestry Doloniedolę i pogo zafalowało na widowni ze zdwojoną siłą.

Antropocosmicus
Fagot to instrument mojej młodości. Zanosiło się, na to. ze zostanę fagocistą i osiądę w filharmonii, i pomimo zauroczenia gitarą, dalej uwielbiam to aksamitne i dowcipne zarazem brzmienie. Mój profesor. Maksymilian Piłat, bardzo żałował, że nie wy terminowałem w Średniej
Szkole Muzycznej w Gdańsku. C'est la vie... Po latach wracani do brzmień fagotowych i ze zdumieniem odkrywam jego wyróżniającą się na tle nawet najgęstszej faktury instrumentalnej barwę. Można nią ilustrować wszystko, od smutku, po groteskową pyszałkowatość. Solowa rola, jaką spełnia w tej kompozycji, jest nie do przecenienia. Antropocosmicus - zawzięty darwinizator... W kontekście "literoizmów" / odnośnikiem do obrazka na. przykład socjalizm, należałoby dodać: "anachroniczny socagitator" i dalej pomrukiwać na fagocie.

Spodchmurykapelusza
To podsumowanie. I tekst, i muzyka powstały jednocześnie, w 1995 roku. Zadedykowałem ją Czesławie i Franciszkowi Walickim. którym zawdzięczam wszystkie moje początki związane z piosenkarską przygodą. Miłość i szacunek - to są najtrwalsze ślady w przyjaźni między ludźmi. Czasem nie zdajemy sobie sprawy, jak los bywa łaskawy dzięki czyjejś pomocy. Często jedno życzliwe słowo uskrzydla nas i zachęca do pokonywaniu swoich kompleksów. Ta piosenka jest pewną zapowiedzią, między innymi, kierunku mojej dalszej twórczości - refleksji nad magią wzruszenia.
Powyższe wypowiedzi Czesława Niemena ukazujące genezę utworów nagranych na płycie "Spodchmurykapelusza", pozwalają spojrzeć na jego muzykę w znacznie szerszym spektrum. Jej programowość staje się klarowna. To muzyka nowsi a jednocześnie odwołująca się do bogatych doświadczeń twórcy, idealnie zintegrowana z treścią tekstu poetyckiego.

Kangie

Forma utworów jest przejrzysta, a czas trwania większości niewiele ponad trzy minuty. Budowa uwarunkowana konstrukcją frazy poetyckiej. Każda kompozycja ma nieco inną budowę. Instrumentalne introdukcje pojawiają się sporadycznie (Nie wyszeptuj). Brawurowa solówka (Doloniedola) na keyboardzie i koda z efektowną kadencją aż się proszą o przedłużenie numeru. Repetycja frazy muzycznej występuje jedynie, gdy następuje powtórzenie myśli w wierszu. Nie ma tu typowego popowego schematu (wstęp/zwrotka/refren/solówka/refren/zakończenie). Gdyby zastosować najprostszy zabieg aranżacyjny - powtórzyć osiem czy dwanaście razy przewodni motyw (co jest typowe we wszystkich obecnie produkowanych prze-bojach), można by niektóre utwory skierować na antenę do lansowania na przebój. Jednak Niemen nie w tym celu tworzy. Również i z tych względów twórczość Niemena, nie może być klasyfikowana w uproszczonych kategoriach muzyki rozrywkowej, gdzie najważniejszym kryterium wartości jest stopień przebojowości utworu i jego miejsce na listach rankingowych.

Bardzo rozpoznawalna i charakterystyczna jest melodyka Niemenowska, wynikająca z bogatej i zróżnicowanej brzmieniowo skali głosu i perfekcyjnej techniki wokalnej. Niepowtarzalny jest timbre głosu o krystalicznie czystej intonacji i szlachetnej barwie. Każdy motyw, fraza, zachwyca nieskazitelną intonacją, ciekawym, zróżnicowanym frazowaniem i artykulacją. Jest tu dynamiczny rhythm and bluesowy śpiew, precyzyjny rytmicznie, swingujący, oparty na triolowym podziale. Wejście wokalu z przedtaktem "Dobrze że kiedyś..." (Trąbodzwonnik) to mistrzowska perełka rhythm and bluesowej wokalistyki. Inny rodzaj ekspresji wokalnej prezentuje w funkowym Doloniedola, jeszcze inny, zbliżony rodzajem ekspresji do hiszpańskich gitaanos (Co po nas). Są tu również efektowne acz oszczędnie dozowane przykłady Niemenowskich wielogłosowych harmonii wokalnych (Sanacja), dwugłosów (Co po nas), kontapunktowanych zwartymi biegnikami instrumentalnymi. Wreszcie chóralny zaśpiew "Ameryka odkryta... " (Trąbodzwonnik) stanowią wzór mistrzowskiej aranżacji. Harmonia w większości utworów jest oszczędna i przejrzysta, dyskretnie ilustrująca treści przekazu poetyckiego. Jedynie wprowadzający utwór (Spokojnym krokiem) przypomina wcześniej stosowane złożone struktury harmoniczne. W innych utworach występują sekwencje bluesowe, np. tylko dwa akordy H9 / E9 (Manhattan '93). ale znacznie rozszerzone (bas z prymy schodzi na sekstę). Inny przykład (Doloniedola) to ciąg bluesowych akordów, alterowanych: E13 / A9 / C9 / D9. W kilku utworach jest harmonia diatoniczna, np. czterotaktowa sekwencja Em /D/C / H, jednostajnie powtarzana, odmierzająca biegnący czas (Co po nas). Z kolei nastrój nostalgii budowany jest przez struktury akordowe z przewagą mollowych, w momentach kulminacji dramaturgicznych harmonia przebiega żywymi pasażami po skalach zmniejszonych (Spodchmnrykapelusza).

Rytmika w większości utworów jest ważnym elementem budowania napięć dramaturgicznych. To właśnie niespokojna pulsacja, nie tyle instrumentów sekcji rytmicznej, co instrumentów harmonicznych grających dźwiękiem punktowanym, utrzymuje słuchacza w napięciu, a nawet niepokoju. Przykładem polirytmia instrumentów harmonicznych (keyboard i organy Hammonda) oparte na ciężkim ostinato basowym (Manhattan '93). czy basowych - punktowanego basu (slap bass) z mocnym rytmem basu "fagotowego" w opozycji do gęstej rytmiki latynoskiej (Magalozaur). Podobnie niespokojna i dynamiczna jest funkowa rytmika wspierana latynoską, żywo pulsującą sekcją instrumentów perkusyjnych (Doloniedola). Kończąca płytę pieśń (Spodchmurykapelusza) ma lekkość staropolskiego tańca (polonez), nadaną przez komunikatywną linię melodii w trójdzielnym (12/8) rytmie. Melodia nakłada się na nawarstwiającą się strukturę, gdzie polirytmia, a nawet polimetria, tworzą gęsto utkaną fakturę z pojawiającym się rytmem poloneza granym na fortepianie. Instrumentarium. Wrażliwość na barwę, dźwięk i umiejętność łączenia nowości elektroniki z dźwiękami instrumentów klasycznych znalazły swoje odbicie w niemal wszystkich kompozycjach na tej płycie. Korzystając z "narzędzi" najnowszej generacji, dających możliwość sięgnięcia do klasyki (w postaci próbek najszlachetniejszych brzmień instrumentów klasycznych), kompozytor nadał swojej muzyce nowe oblicze brzmieniowe. Już ten jeden element muzyki Niemena wart jest bardziej szczegółowej analizy. Już w pierwszym utworze (Spokojnym krokiem) odpowiada na pytanie "Czy zatoczyłem pełne koło?" sięgając po dźwięki młodości. Każdy następny utwór dostarcza tego typu przykładów. Przysłowiowy fagot (Antropocosmicus). smyczki, flety to muzyczne symbole retrospekcji, powrotu do źródeł. Barwy użytych instrumentów klasycznych, idealnie harmonizują w pełnym spektrum, bądź co bądź, realizacji elektronicznej. Niekiedy pojawia się programowe traktowanie barwy, np. przesterowanej gitary elektrycznej (młodość) dialogującej z fletem (starość) zastosowanej dla zilustrowania odwiecznej walki pokoleń (Pojutrze szary pył). Brzmienie muzyki, stężona barwa instrumentów, niespokojna rytmika z jednej strony oraz klarowna i pełna żaru narracja poetycka z drugiej, tworzą jedyną w swoim rodzaju sztukę poetycko - muzyczną. W fachowym piśmie dla muzyków i realizatorów Estrada i Studio cytowany już Krzysztof Zieliński stwierdza: Tutaj linia basowa nie służy wyłącznie za podstawę rytmiczno - harmoniczną, jest ciekawa sama w sobie. To samo tyczy się wszystkich innych instrumentów, których brzmienie świadczy o umiejętności wykorzystania potencjału barwowego, jego edycji we współczesnych instrumentach elektronicznych. Dzięki temu muzyka Niemena jest tak charakterystyczna, kolorowa i rozpoznawalna.

Czesław Niemen wywodzi się z kręgu muzyki rockowej. Tam osiągał sukcesy przebojowymi piosenkami. I mimo, że w kolejnych etapach twórczości wykraczał daleko poza idiom rocka i muzyki pop, w dalszym ciągu jest postrzegany jako twórca z kręgu muzyki pop i w masowych mediach oceniany w takich kategoriach. Przełamujący niejednokrotnie bariery pomiędzy światem muzyki pop a muzyką klasyczną, ewoluując od piosenki do poezji śpiewanej pozostaje twórczy, wyjątkowy i niepowtarzalny w całej polskiej panoramie rockowo - rozrywkowo- estradowej.

Janusz Popławski

Kangie

Ode to Venus

W ostatnich miesiącach ubiegłego roku, niewątpliwie jedną z największych atrakcji wydawniczych na "naszym" rynku muzycznym jest j reedycja na płytach CD, trzech angielsko-języcznych albumów CZESŁAWA NIEMENA, nagranych w latach 70-tych dla wytworni CBS. ,,Naszym" rynku dlatego w cudzysłowie, bo płyty ukazały się w Niemczech w wytwórni GTR/Gren Tree Records/.Bardzo zagadkowe jest na pewno jakim cudem firma zdobyła(?) licencję wydawniczą, chyba musiała sporo ich kosztować bo ceny płyt są także ''niemieckie''. Myślę, jednak, że pomimo to znajdą wielu nabywców w kraju ''nad Wisłą''. Wszak nawet nie marząc o CD, muzyka ta była praktycznie nie do zdobycia na winylu. Jakże jest ona rewelacyjna to ''starzy'' rockowcy wiedzieli młodsi mogą się przekonać.
Dwa albumy nagrane we Frankfurcie nad Menem, pierwszy w styczniu 1972 roku ''STRANGE IS THIS WORLD'' i kolejny z 1973 ''ODE TO VENUS" to wspólne dzieła Niemena i grupy SBB!! Józef Skrzek, Antymos Apostolis i Jerzy Piotrowski byli wszak wtedy muzykami towarzyszącymi Niemenowi. Słuchając albumów mam wrażenie, że wpływ SBB na brzmienie i kompozycję utworów, /szczególnie Józef/ był tak ogromny, że równie dobrze mogłyby się ukazać one jako płyty SBB z gościnnym udziałem Czesława Niemena. Właśnie w tym kierunku podążyła dalej ''wspaniała trójka'' a Czesław oddał się eksperymentom muzycznym w stylu ''Aerolit", ''Katharsis" itd.. I nie jest przypadkiem że był to START największej polskiej progresywnej grupy wszech czasów.
Nie należy tu zapominać, pomimo że płyty te oficjalnie figurują w dyskografii Czesława,
faktycznie wydane zostały pod szyldem grupy NIEMEN, gdzie praktycznie każdy jej muzyk był równorzędnym członkiem. Nie będę szczegółowo opisywał muzyki,trzeba jej posłuchać, wspomnę tylko, że utwór ''Ode To Venus'' to prawdziwa perła starego, dobrego, polskiego grania. Po niespełna dwóch miesiącach - od wydania ''niemieckich'' płyt Czesława, ku mojej i nie tylko mojej wielkiej radości-doczekaliśmy się tej trzeciej ''amerykańskiej" - ''MOURNER'S RHAPSODY" Ta sama niemiecka wytwórnia GTR, znana z wielu kompaktowych wydań kolekcjonerskich płyt rocka lat 60-tych i 70-tych wypuściła na rynek ''Żałobną Rapsodię", dosłownie na dwa tygodnie przed
śmiercią artysty. Szkoda, że Czesiek tak długo nie decydował się na wydanie swoich zagranicznych produkcji na kompaktach w Polsce. A teraz może już być za późno i niezamożny polski fan musi płacić za niemieckie wydania, jak na naszą kieszeń krocie. No cóż jednak warto. ''Mourner's Rhapsody" nagrane w 1975 roku w Nowym Jorku jest według mnie nąjdojrzalszym dziełem legendy polskiego rocka. Niemena wspomagali tu (nie umniejszając w tym stwierdzeniu umiejętności poprzednim, z płyt ''Ode To Venus" i ''Strange Is This World'' czyli muzykom SBB ), a mianowicie: JAN HAMMER - drums, znany ze współpracy z JEFF'em BECK'iem, TOMMY BOLIN'em DEP PURPLE/ ROY BUCHANAN'em, BILLY COBHAM'em JOHN'em MAHAYISHNU ORCHESTRA, SANTANĄ i znakomitego dorobku swojej solowej dzaalalności z JACKIE DEJOHNETTEa także z Billy Corbhanem z grupy DREAMS ,z MARC'kiem COHEN'em w grupie FRIENDS i innymi znakomitymi instrumentalistami, uf. Oczywiście same nazwiska dzieła nie stworzą, ale w tym przypadku jednak. Także wokal Czesława zdaje się być dużo bardziej wyrazisty i pewniejszy niż na poprzednich angielsko-języcznych longplayach. Płytę kończy
tytułowy ''Murner's Rhapsody'' czyli ''angielski" ''Bema Pamięci Żałobny Rapsod", dla mnie najwspanialsze dzieło Niemena, Jeśli do tego dodamy całkiem przyzwoitą jakość brzmienia, jak na tamte lata i możliwości firmy wydawniczej /GTR/, to marny jedną z najlepszych reedycji kompaktowych ze ''starych'' lat winylowych.

Tak, jak wcześniej wspominałem, cena ,,CBSowskich płyt Niemena może być skuteczną zaporą w nabyciu ich przez polskiego wielbiciela twórczości. Mistrza, ale nie tylko koszy. Płyty te nie są dostępne w tzw. ''szerokiej" ''marketowej" dystrybucji. Sprzedaż płyt ''koneserskich", a do takich, należy zaliczyć te opisane powyżej, rządzą się na naszym rynku /a także na .rynkach tzw. ''zachodnich"/innymi prawami dystrybucji. Tak wiec warto potrudzić się by znaleźć sklep, gdzie wspomniane unikaty można otrzymać. Jest to jednak możliwe. Twórczość Niemena to ogromna ''kopalnia", z której zasobów będziemy mogli korzystać jeszcze przez długi czas. Przykładem może być wchodząca właśnie na rynek reedycja pierwszej płyty poznańskiej grupy"CETI'' pt. ''Czarna Róża". Ten niedoceniony szerzej zespół utworzony został 15 lat temu, przez wokalistę TURBO Grzegorza Kupczyka. Właśnie w niedzielę koncertem w klubie Eskulap uświetni rocznicę, nagrywając z udziałem publiczności płytę koncertową. Od dwóch lat poznańska firma wydawnicza OSKAR regularnie ''wypuszcza" reedycje oraz nowe albumy zespołu. Obecnie przyszła kolejna na pierwszy i trzeci. ''Czarna Róża" została nagrana w Warszawie w 1990 roku, i na tej płycie Czesław Niemen zagrał na swoim Korgu, w dwóch nagraniach. To zdarzenie wspomina Grzegorz Kupczyk: ,,Niemen wszedł do studia /było to studio ,,Izabelin'' przyp.W.A./ w ostatni dzień, tuż przed rozpoczęciem nagrań. Wszedł uśmiechnięty i, okazał się niezwykle sympatyczny.  Usiadł i po prostu zagrał, tak po prostu ''z pały". Był fantastyczny, taki przyjacielski, wręcz kochany. Kiedy skończył, chciał nas uczyć swoich kawałków i pokazywał mnóstwo fajnych sztuczek na klawiszu. Bardzo podobał mu się utwór ''Brama Tęczy" i żałował, że tu już. nie może zagrać bo utwór był skończony. Po sesji na pytanie ''ile ?" odpowiedział: daj spokój, niech Ci będzie na szczęście".

I to już chyba wszystko o rzadkich płytach Niemena. Więcej, może ,kiedyś w kolejnych "Brzmieniach", bo przecież Niemen i jego muzyka to "neverendingstory".

Witek Andree

Kangie

Cud wszechświata i nędza człowieka

Teksty pieśni Czesława Niemena zasługują niewątpliwie na to, aby się pochylić oddzielnie nad ich znaczeniem, nad ich wartością literacką, co - mam nadzieję - nie pozostanie bez znaczenia dla ich odbioru w wykonaniu koncertowym, muzycznym. Niemen jako pieśniarz jest autorem niejako totalnym, jest bowiem nie tylko twórcą owych tekstów, ale też kompozytorem pieśni, wykonawcą i reżyserem nagrania. Mamy więc okazję poznać wybitnego wokalistę jako tak zwanego tekściarza, a śmiem twierdzić także, że jako poetę. Teksty jego pieśni bowiem wydają się na tyle oryginalne, odbiegające od przeciętnego pustosłowia piosenkarzy różnych pokoleń, na tyle konsekwentne artystycznie i sugerujące dojrzałą wizję świata autora , że możemy w tym przypadku mówić o swoistej poezji, przeznaczonej do wykonania wokalnego.
W swoich tekstach Niemen zdaje się poszukiwać wciąż nowych wcieleń formalnych, słownych - dla wciąż tego samego kręgu zagadnień religijnych i metafizycznych. Uporczywość powrotów tej tematyki świadczy o swoistym autentyzmie utworów literackich Niemena i - więcej - o autentyzmie jego całej twórczości artystycznej, o tym, że jest ona niekłamaną ekspresją jego osobowości, jego sposobu przeżywania świata. Takie głęboko własne słowo może stać się podstawą, punktem wyjścia do stworzenia sztuki wokalnej na najwyższym poziomie artystycznym.
W większości tekstów Niemena wraca to samo przeżycie o charakterze religijnym: świat jest
cudem, rzeczywistość to ''Świątynia Ciała", jak w wierszu ''Spojrzenie za siebie", cudem jest każde poszczególne istnienie, cudem jest ludzka świadomość a także mądrość natury. Wiele w wierszach - pieśniach tego artysty pasji przeżywania świata odczuwanego w taki sposób. Jest w tym również, swoiste doznanie metafizyczne czy mistyczne - czyli wrażenie obcowania z ostatecznymi tajemnicami ukrytymi za kurtyną rzeczywistości. Kto by pomyślał, że w śpiewanych już przed przeszło dwudziestu laty przez Niemena, banalnych z pozoru słowach ''dziwny jest ten świat" - kryła się zapowiedź tak konsekwentnego rozwoju twórczego tego artysty? Ale święty cud natury i istnienia występuje - również we wszelkich niemal tekstach Niemena - razem z człowiekiem, swego rodzaju zakałą wszechrzeczy, jedyną istotą we wszechświecie obarczoną złem, grzechem pychy, dążnością do wszechwładzy, przemocy, zbrodni. Jego grzeszne, nieudolne próby zapanowania nad naturą, zajęcia miejsca stwórcy - kończą się nieodmiennie katastrofą, samozagładą. Lecz człowiek wciąż popełnia te same błędy. Obydwa te motywy, na ogół zestawiane przez Niemena w tekstach, a wiec motywy cudu natury i zła człowieka, dają w efekcie utwory – moralitety. l tak schemat tego kontrastu powtarza się na przykład we wszystkich regularnych strofach wiersza - pieśni ''Terra deflorata", w którym ziemia gwałcona jest przez człowieka. Oto jedna ze strof:

Dałeś nam Panie
Cud Wszechświata
owoc wszechbytu Ziemię
człowiek
brutalny technokrata
gwałci jej przeznaczenie


W tekście ,,Spojrzenie za siebie" mamy do czynienia z religijną wizją historii człowieka. Rozpoczyna się ona jeszcze przed narodzinami ludzkości. ''W wieczystym migotaniu zdarzeń / wędrując w czasie nieskończenie". Oto narodziny: ,,Aż wszedłem do Świątyni Ciała / przez Boga w drzwi otwarte" (szkoda, że się tu przytrafiła ta niezręczna inwersja). Zadanie gatunku ludzkiego było proste: ''l miałem być w skromności piękny". Niestety, człowiek oszpeca się cywilizując i chce ''tresować dzieje trzaskiem bata". Słowem, chce tyranizować dany przez Boga cud, przemienić w posłuszną sobie rzecz. Jest to działalność, która niechybnie sprowadzi katastrofę: ''I szaleństw już zatrzymać niepodobna". Ten tekst - moralitet o pysze i uzurpatorstwie człowieka kończy się tęsknotą do nietkniętej przez człowieka natury:

"Więc tęskno mi dopraw Natury
do praw pod słońcem tak pojętych
iż nie stosuje się tresury
wobec mądrości rzeczy świętych"


Właściwie wszystkie teksty Niemena stanowią problemowo jedną całość, są one jakby kolejnymi poglądami z innych punktów widzenia tej samej sprawy, ciągłymi uzupełnieniami i dopowiedzeniami tego samego tematu. Wiersz ''Począwszy od Kaina'' poświęcony jest samej ludzkości, która pozostaje w mocy zła jako napiętnowana na zawsze winą kainową. Dlatego nasz tragiczny los w postaci apokalipsy jest przesądzony. Utwór ''Zezowata bieda'' może najmniej patetyczny pośród innych tekstów Niemena, bardziej piosenka niż pieśń mówi właśnie o małości człowieka, o tym, że ma on powody do pokory lecz nie ma powodów do buty. Teksty ''Status mojego ja'' czy ''Klaustrofobia'' poświęcone są nie tyle gatunkowi ludzkiemu, co swoistej problematyce egzystencjalnej jednostki, jej zagrożeniu pośród złej ludzkości, jej samotności
i zniewoleniu. A nawet-uwięzieniu człowieka...
(''Klaustrofobia"): w więzieniu ciała człowiek jest jakby zatrzaśnięty sam w sobie, więzi własne, wystygłe serce przysypane popiołem. Jest to również utwór o podłożu religijnym najoczywiściej uzupełniający wcześniej omówione.
Niemen w swoich tekstach nawiązuje wyraźnie do tradycji poezji tzw. melicznej, dającej się dobrze
wykonywać muzycznie, wokalnie, nie jednokrotnie obliczanej na to wykonani czy też wyrastającej z muzycznych tradycji. Nawiasem mówiąc na początku była pieśń( wcześniej jeszcze taniec), pieśń rozdzieliła się z czasem na poezję i muzykę. A więc tradycyjna poezja meliczna bliska jest pieśni. Niemen czuje to doskonale. Do zjawisk typowych w jego tekstach należy paramuzyczna powtarzalność różnych elementów, dająca w wykonaniu wokalnym znakomite efekty. I tak w tekście ''Terra deflorata'' powtarza się w każdej zwrotce anafora ''Dałeś nam Panie'', w ''Zezowatej biedzie" - puenta, w ''Począwszy od Kaina-również anafora ''my''. Ale szczególnego podkreślenia wymaga fakt, że nie tylko tematyką, ale i formą swoich tekstów Niemen wyraźnie nawiązuje do tradycji formalnych polskiej poezji religijnej. Niekiedy słyszy się w jego utworach echa litanii czy pieśni kościelnych, ale brzmią też w nich najwyraźniej rytmy osobliwego wierszowania księdza
Józefa Baki z czasów saskich, co jest szczególnie wyraźne w tekście Niemena ''Od Kaina".

Czytamy tu:


"Agenci - konkurenci
pobiją się
z niechęci
otrują się
udławią
popsują
nie naprawią
a w zgliszcza
zwalą się bożyszcza
A teraz ksiądz Baka:
Cnv chłopczyku
migdaliku
śmierć matula
jak cebula
łzy wyciska
gdy przyciska"


Z pewną tolerancją przechodziłem i nad niedostatkami tekstów Niemena, rozumiejąc, że taka tolerancja jest niezbędna wobec działalności literackiej kogoś, kto jest przede wszystkim muzykiem
Zdarzają się zatem Niemenowi słowa błędnie użyte np. gigantokleptomania świata" lub słowa puste, bez sensu, których obecność można tłumaczyć tylko mniejszymi rygorami semantycznymi wobec tekstów piosenek. Ale czy to dobry obyczaj? Jego stosowanie w poezji byłoby grzechem nie do wybaczenia. Zdarzają się też niezręczne inwersje, także całe nieudane strofy, które należałoby właściwie wyeliminować. Ale niedomogi te maja charakter raczej powierzchowny.

Marcin Bojerowicz

Kangie

Słuchając bez kapelusza

Czy istnienie swoje nawet na najbardziej z dziwacznym ze światów, może nadal stale zadziwiać? I to, ustawicznie, na wysokim diapazonie? Śpiewu i słów? Tych ostatnich wyszukiwanych spiesznie: żeby z patosu słów nadużytych wydobyć sens najpiękniejszej idei (''Sonancja").
Nie, nie odbieram piewcy niepokoju prawa do słów. Nawet nadużytych. Wszak poezja to nie obsesja narkonałogu to dobroć poety w ucieleśnionym słowie (''Sonancja"). Znajduję tu sporo zderzeń. Pochodzących jakby z chęci pogodzenia roli obserwatora i poety, a także zadziwiacza tłumów. Ot choćby takie: spokojnym krokiem szedłem nie oglądając się za siebie, siedmiomilowe buty niosły mnie przez zamęt burz... (''Spokojnym krokiem"). A przecież jednak oglądając się... Idźmy więc naprzód świadomi pozostawiania za sobą śladów... (''Co po nas"). Ta wędrówka bez oglądania się za siebie, spokojnym krokiem, chyba samemu pieśniarzowi wydaje się wręcz niemożliwa i nienaturalna: czy to możliwe że wróciłem? Że zatoczyłem pełne koło? więc po co była ta wędrówka... tu się uniosła Opatrzności Dłoń i odpukała w moje niemalowane czoło (''Spokojnym krokiem"). A przecież w tej wędrówce milionów nóg, milionów rąk, milionów ciał nie wszyscy jesteśmy bylejacy: nie wszyscy rodacy są jacy tacy nie każdy ludowiec jest trąbą nadęty nie każdy pożyczył swój głos od bawołu jak ten co sam siebie artystą obwołał (''Jagody szaleju"). Ba, wielu wędrowców na tej drodze wydaje się być bardziej prawdziwych od artysty... Nie, nie zgadzam się z Niemenowym postrzeganiem świata, kiedy wykrzykuje z ironią: świat nie jest własnością niepełnosprawnych intelektualnie niepełnosprawnych seksualnie (''Trąbodzwonnik"). Wydaje mi się, iż jest z nami zupełnie odwrotnie: nasz świat jest własnością właśnie różnej maści nie pełnosprawnych. Choć, zgoda Niemenie, gdy krzyczysz, że pełno na nim niepełnosprawnych skrycie jawnie zabawnie... Może zresztą. Czesławie, masz rację, że w tym świecie, w którym dziwaczny osobnik na cienkich kończynach unosi w pionie niedorzeźbiony kadłub ciała i opętany żądzą przemożnej władzy pnie się w górę upiornych idei spada na głowę rzadko bezkarnie (''Antropocosmicus") lepiej trwać jak skała która rodzi najcenniejszy kruszec milczenia niż porażać światłem spadającej gwiazdy ciosem oślepienia? (''Nie wyszeptuj") Jeśli nawet upominasz (cudzą śmierć ze szczęściem własnym łączą tylko ludzie zwariowani ''Nie wyszeptuj"), nie zgadzasz się, Czesławie, na takie bytowanie (Antropocosmicus toporny cywilizator Antropocosmicus nachalny manipulator Antropocosmicus zawzięty darwinizator (''Antropocosmicus"), to przecież Twego świata nie zaludniają same koszmary: czy chcę czy nie chcę patrząc wstecz na zadeptane ścieżki dostrzegam zwykłą ludzką rzecz ..? to wierność serc drwin uśmieszki (''Spodchmurykapelusza"). l wtedy ponad wszystko pozostaje wiara w miłosny, prawdziwy całkiem, akt człowieka: wiem jedno że już umiem siebie ostrzec przed powszechnością zdrad Spodchmurykapelusza miłość dostrzec gdyż ta najtrwalszy pozostawia ślad. Czyż więc jest nadzieja? Postrzegasz ją w odmianie stanu rzeczy: dobrze że kiedyś zatrzyma się galaktyk uciekanie i Wszechrozumny zacznie wszystko od nowa może tym razem odkarykaturzy każde żywe ciało przed i na początku Słowa? (''Trąbodzwonnik"). Zatem w radykalnej zmianie świata. Ale choć nasz świat okazuje się dla Ciebie, Niemenie, wielce niedoskonały: nikt nie znajdzie nigdzie nic wszędzie są zwierciadła fałszywe sukces przędzie wątłą nić wije pętle pułapki zdradliwe (''Doloniedola") to przecież przyznać musisz ten dzisiejszy świat i ci ludzie na nim bytujący nie są Ci obojętni. Po cóż bowiem śpiewałbyś: i nie żal nic i żal tak wiele? (''Spodchmmykapelusza")

Tadeusz Golenia

Kangie

Zawsze byłem artystą kontrowersyjnym - wywiad

Kiedy rozmawiałem z Klausem Schulze, który wracając impresjami do początków fascynacji elektroniką, do wczesnych lat 70-ych, z rozrzewnieniem wspominał, jak bardzo cieszył go każdy, wypracowany tygodniami ćwiczeń, elektroniczny dźwięk. Dzisiaj muzyk dysponujący najskromniejszym zestawem MIDI dochodzi do tych samych rezultatów dźwięków po kilku minutach. Jaki jest Pana stosunek do tego, co tworzył Pan przed laty na ''prymitywnych" instrumentach elektronicznych, a tym co wydobywa się teraz ze skomputeryzowanego instrumentarium?

Wydaje mi się, że mam dobry i pełny zestaw pozwalający tworzyć mi to, co zaplanuję. Ale zawsze wspominam okres, kiedy moje instrumentarium było uboższe, choć pozwalało mi realizować sprawy o wiele rozleglejsze. Przecież album ''Katharsis" wielokrotnie nakładając wieloślad, zrealizowałem w ciągu pięciu dni. l powstała dobra płyta. Teraz naturalnie, także mógłbym zrealizować płytę w ciągu kilku dni, z tym jednak, że cały czas jest to forma zmagania się z elektroniką i zmuszenia komputera do swego rodzaju uległości. By odtworzył precyzyjnie to, co zagrałem i skomponowałem, i to jest największym problemem współczesnej elektroniki: by komputer przetworzył wszelkie niuanse kompozycji i pomysłu. Od ponad pięciu lat staram się panować nad komputerem, urządzeniem mądrym, inteligentnym, sprawnym ale nie na tyle doskonałym by bez sugestii twórczej muzyka mógł cokolwiek sensownego zrealizować. Zmarnowałem wiele czasu by rozgryźć komputer, by zapanować nad nim w sposób spójny i zaborczy. Jest jeszcze jeden ważny problem: nieustanna pogoń za elektronicznymi nowinkami, ultranowoczesnymi instrumentami, systemami komputerowymi w służbie muzyki. Cały czas kompletuję moje instrumentarium, i kiedy mi się wydaje, że jestem już blisko, pojawia się nowy instrument, z jeszcze lepszymi parametrami i możliwościami. To jest pogoń, w której nie widać mety. I to jest także wielkie niebezpieczeństwo dla muzyka i muzyki.

Czy pełna komputeryzacja, której podlega współczesna muzyka elektroniczna nic jest zabójstwem ''ducha muzyki" i ''ego artysty"?

Moja muzyczno elektroniczna orkiestra ROBO-TEST jest zdolna wykonać każdy utwór, każdą formę muzyczną. Ale niektórzy twierdzą, że przez to muzyka ta jest nieżywa, bezduszna. W muzyce elektronicznej człowiek został wyprzedzony przez własny wynalazek. Wynalazek, który jest jednak protezą. Długo zmagałem się z zarzutem, że moja muzyka staje się mechaniczną, komputerową, sztuczną - ale doszedłem do wniosku, że przecież nic sztucznego nie ma na świecie,
bowiem wszystko wynika z natury. Elektroniczne instrumentarium to przecież nic innego, jak tylko narzędzie, proteza służąca do pozyskania dźwięków naturalnych. Tego, co już przecież istnieje. Ważnym jest jednak to, co najmocniej staram się ukazać w mojej muzyce, to rodzaj własnej emocji, wzruszenia, impresji. A że czynionej przy pomocy innej techniki to przecież nic zdrożnego.

Czy zamysł łączenia elektroniki z dźwiękami naturalnymi nie jest dla Pana etapem New Agę Musie? Jaki jest Pana stosunek do nowej, elektroniczne - akustycznej muzyki?

Stosowałem to już dawno. Wtedy, kiedy nie było śladów New Agę Musie, a nawet pokus by taką muzykę tworzyć. Wydaje mi się. że jest to jakaś nowa, komercyjna szuflada, do której wrzuca się tych wszystkich, którzy nic bardzo potrafią się twórczo sklasyfikować. Jest to teraz modne, ale trend New Agę Musie jest tak szeroki, że wchodzą tu zarówno moje nagrania z lat 70-ych, jak i ostatnie eksperymenty. To jest raczej koniunkturalizm światowego show-bussinesu, a nie twórczy trend.

Jako artysta przeszedł Pan szereg metamorfoz. Od polskiego ''beatnika", ekscentryka, piewcy wielkiej liryki, po mentora rodzimej elektroniki. W której z tych ról czul się Pan najpewniej?

Nie jestem aż tak zapatrzony w siebie, by dokładnie obserwować te metamorfozy. Zawsze ciekawiły mnie sprawy nowe inne. I tutaj elektronika okazała się magnesem najmocniejszym. Zresztą samo określenie ''muzyka elektroniczna" jest dość niezręczne, bowiem interesowała mnie raczej ,,muzyka na instrumenty elektroniczne", muzyka bazująca na elektronicznej syntezie dźwięków. Pewne ograniczone możliwości brzmieniowe tych instrumentów bezwiednie tworzyły tę muzykę. Mam taki ''prymitywny" sensorowy syntezator, który teraz gdy komputery opanowały muzykę, stał się kopalnią dziwnych, prymitywnych dźwięków. Jest Pan z pewnością zorientowany, że dzisiejsze koncepcje muzyki elektronicznej oscylują w stronę ujarzmiania dźwięków naturalnych. Stąd właśnie samplery zrewolucjonizowały współczesną muzykę, pozwalając uzyskać prawie każdy zaplanowany dźwięk. Wracając do pytania. Czy przynależę do jakiegoś pokolenia? Zawsze miałem w sobie coś z kontestującego twórcy, zawsze intrygowały mnie sprawy, które przy należą do mojego pokolenia. Już nie mogę myśleć kategoriami dzisiejszej młodzieży, choć właśnie
oni przychodzą teraz na moje koncerty. Co ciekawe, na widowni pojawiają się słuchacze, którzy są rówieśnikami moich piosenek, np. ''Pod Papugami", ''Dziwny jest ten świat". Ale nie uciekłem aż tak bardzo od tej młodzieży, co idzie do przodu. Z pewnością w ich pojęciu mam stare, inne spojrzenie na wiele spraw. Dla nich jestem przecież typowym wapniakiem.

Nie zaprzeczy Pan jednak, że metamorfoza ta objęta Pana jako estradowca. Przez lata był Pan medium polskiej estrady. Niemen-monument. Dzisiaj ukazuje się Pan publiczności jako showman: sypiący dowcipem, recytujący swoje fraszki, zabawiający zgrabną konferansjerką. Czy to przemiana czy estradowy chwyt?

Zaskoczony jestem, że tak to Pan odbiera. Trudno mi powiedzieć, dlaczego tak się akurat zachowuję. Może mam dobre dni? Nie widzą siebie na estradzie i nie bardzo myślę o tym jak wyglądam i jak zachowuję się na scenie. Nie przygotowuję programu pod kątem estradowego show. Jestem na scenie taki, jaki jestem! Powiem Panu szczerze: zaszokowany jestem tylko tym, że tak długo występuję na scenie i że są jeszcze ludzie, którzy chcą mnie słuchać.

Nie dal Pan jednak za wygraną, gdy w latach 80-ych pojawił się ruch rockowej młodej generacji. Czy pojawienie się na estradzie festiwalu w Jarocinie było tylko pustym gestem rockowego - matuzalema?

Próbowano wtedy wylać Niemena razem z kąpielą. Ale to się nie udało! Nim pojawiłem się w Jarocinie, co miało dla mnie znaczenie nie tylko prestiżowe, lecz także poznawcze, stanąłem na estradzie w Sopocie wraz z nowymi rockowcami i Tadkiem Nalepą. I już tam, obydwaj, występujący przecież w pozycji rockowych-wapniaków zostaliśmy gorąco przyjęci. W Jarocinie balem się. Nie wiedziałem jak zostanę przyjęty, zaakceptowany. Ten koncert mógł w moim życiu i muzyce dużo zmienić. Miałem wystąpić jako gwiazda, ale zdecydowałem zagrać na początku, równo z wszystkimi. Schowałem się za aparaturę i dałem kilka pierwszych dźwięków. Ludzie pytali, kto to jest. A potem poszło gładko. Przyjęto mnie jako starego rock'n'rollowca, który i tak nie jest w stanie zahamować fali nowej muzyki, a nawet mogę być w wielu pomysłach użyteczny. Wystąpiłem później na ,,odjazdowym" koncercie w rocznicę śmierci Hendrixa. I także było nieźle!

Nie miał Pan przecież nigdy aspiracji by nawiązywać do tego, co modne. By podwiązywać się pod ''pewne konie".

Zawsze miałem łatkę artysty kontrowersyjnego, ale nigdy nie zarzucono mi koniunkturalizmu. A tym bardziej za podłapywanie do czegoś, co mogłoby mnie biznesowe rozhuśtać. Grałem przecież już wszystko. Może tylko punk - rock pozostał mi trendem obojętnym. Punk wniósł coś ciekawego ale dopiero wtedy, gdy do głosu doszli autentyczni muzycy. W mojej muzyce jest zbyt wiele inspiracji, sugestii, ale natarczywie prześladuje mnie black - musie. Moim mistrzem i profesorem jest Ray Charles, l to jest moja największa aspiracja, twórcza ambicja.

Czy jest Pan twórcą zdyscyplinowanym? Czy pracuje Pan na zamówienie, czy raczej eksperymentując przypasowuje powstające utwory do proponowanych przedsięwzięć?

Pracuję trochę jakby na zamówienie. Ale to ja sam zamawiam u siebie. Dużo pracuje, ale nie zawsze intensywnie i nie zawsze powstają sprawy, które mógłbym zaakceptować. Lubię pracować, gdy mam konkretne zamówienie. To powoduje większą koncentrację. Tak jak w przypadku muzyki filmowej, teatralnej. Z nagraniami płytowymi już gorzej, bowiem cały czas szukam czegoś jeszcze doskonalszego, niż to co zostało przed chwilą zarejestrowane. Nic czekam na żadną wenę twórczą: trzeba siadać i robić. Przeraża mnie tylko fakt iż wiele spraw już zrealizowanych stoi na półce. Nie bardzo wiem do jakiego filmu to zrobię, czy powstanie płyta. W znaczne zakłopotanie wprawia mnie np. film, do którego napisałem muzykę, ale sposób realizacji i reżyserii obrazu jest skandaliczny i wstyd mi ilustrować takie dzieło moją muzyką.

Czyżby preferował Pan koncerty, żywą muzykę?

Koncerty są jakąś komunikacją: jest artysta, muzyka i słuchacze. Zawiązuje się jakaś struktura. Coś z czegoś wynika. Jest emocja, impresja.

Twórcy muzyki elektronicznej, np. Schulze, Kitaro, Vangelis, starają się odchodzić od koncertów. Koncentrują się głównie na muzyce ilustracyjnej, filmowej, teatralnej.

Kiedyś także miałem takie aspiracje. Ale to był błąd! Artysta musi koncertować, musi mieć żywy kontakt z odbiorcą. Dobrze mi się pracuje, gdy jest publiczność. Gdy widzę reakcję słuchaczy. Mam takie marzenie, by wydawać tylko płyty koncertowe, pełne emocji, nieprzewidzianych nastrojów, muzycznych zdarzeń.

Czy czuje Pan niedosyt brakiem kariery na Zachodzie?

Nigdy nie miałem ambicji zaistnieć w światowym music - bussinesie jako gwiazda. Pewne, nieudolne próby były kiedyś czynione, ale nie interesowała mnie komercyjna i merkantylna strona tych kombinacji. Już wtedy wiedziałem, że jest rzeczą niemożliwą zrobienie kariery przy udziale rodzimej, show - businessowej manufaktury. Pozostały jakieś ambicje, dużo goryczy.

rozmawiał Dionizy Piątkowski