Później nastąpiła na siłę próba zachwytu analogami. Kupiłem AdFontesa, płyty. 2 lata zastanawiałem się, co takiego w tym widzicie. Płyty trzeszczą (nawet nowe), brzmienie gorsze niż z CD czy flac.
W końcu się wcurwiłem, kupiłem porządnego gramiaka. Przywiozłem, zagrał... jak Ad Fontes. Nosz jego mać!
Ktoś poradził - zmień wkładkę. Zmieniłem. To było pierwsze odkrycie. Ktoś poradził - zacznij myć płyty. To było drugie odkrycie - skończyły się trzaski. Zabawa i radocha fajna, ale nadal to na granicy CD. Fajniej, bo wokal wyraźniejszy, mięska więcej.... ale czy warto dla tych niuansów tyle płacić i walczyć z kurzem ?
Doradziliście - szukaj Rohamnna. Poszukałem, znalazłem dwa. Kupiłem. No faktycznie fajniej. Ahaja napisał - Rohmann i LAR to szkoda potencjału tych wkładek - marnują się. OK, oszczędzałem, planując zmianę pre.
W końcu nastał ten czas. Zamiast korzystać z sezonu jak normalny motocyklista, drapałem się w głowę, które pre wybrać. Trafa pożyczyłem - to nie to. Na koniec uszkodziły LARa. Phast nie trafił w mój gust. Miał lekko potężniejsze kopnięcie, ale reszta była taka jak w LPS-1. Oprócz arii w których się pogubił. Po zmianie lamp poprawiło mu się z ariami, ale ... stał się LARem. Złagodniał.
Znaczy tak ma być i nie kombinować, bo nic lepiej nie będzie. Owszem, mogłoby być, ale zapewne trzeba by zmienić kolumny, wzmaka, najlepiej tez pokój odsłuchowy, czyli cały dom.
Chrzanić, fajnie jest jak jest. Odkupiłem DL103R, miło sobie mruczy, jest spoko.
Ale coś nie dawało mi spokoju. I zamówiłem grajpudło. Z możliwością zwrotu.