Użytkownik Kubeł dnia 30.01.2014 - 12:49 napisał
"Nie ma analogu tak cichego jak cyfra, bo to fizycznie jest niemożliwe. Zawsze coś pyknie. Szum też będzie zawsze większy, bo fizycznie ryjemy ostrzem po plastiku, a do tego musimy wzmacniać bardzo niewielki sygnał, więc dochodzą szumy wiążące się z dużym wzmocnieniem słabego sygnału. Nawet jak kładziemy czysty i dobrej jakości winyl na talerz i zaczynamy odtwarzać to on nie pracuje w próżni. Płyta się kręci, a na niej ląduje pył/kurz krążący w powietrzu i już może pyknąć tu i tam, chociaż rys na płycie nie ma."1.To prawda, nie ma winyla tak cichego jak cyfra. Ale. Ale ja nie słucham na cały gwizdek ( nawet na pół gwizdka nie słucham) i nie skupiam się w przerwach miedzy utworami jak mi winyl szumi. Przy normalnej eksploatacji efekt pomijalny. Zdecydowanie bardziej mnie martwi słaba realizacja materiału, a cieszy dobra. Żebym latał po pokoju i się wsłuchiwał w szumy? No nie, nie widzę potrzeby

2. Zawsze coś pyknie? Czy ja wiem? Czasem może i coś pyknie, a czasem to cały czas

3. Znowu szumi dokoła las? Wróćmy do punktu 1.
4. Gdy używałem płynu Knosti, być może dzięki temu, że nie odparowywał do końca, odpychał skubany latające paproszki kurzu. Zwyczajnie pokazywał im gdzie są drzwi i grzecznie tamtędy kurz wychodził

Teraz jest sporo gorzej, jednak płyn Okki Nokki, szczególnie odessany, nie zapewnia takiej ochrony, ale po odsłuchaniu strony jakoś też nie mam winyla w kurzu czy sierści kota.
Ostanie parę dni słuchałem sobie zarówno na CD jak na winylu. Tytuły różne Kari Bremnes, Bloc Party, Lou Doillon, Joe Bonamassa i OK, czasem trochę lepiej , zwykle tak sobie to grało...
Aż sięgnąłem wczorajszego wieczora po winyl z 1977 roku, jak na obrazku poniżej i gacie mi zerwało. No pyka, ale też gra tak, że robi miazgę z całą kolekcją moich CD. A chciałem sobie przypomnieć jak
gra CD i się z nim trochę przeprosić

