Dzisiaj nadszedł moment, który trochę odwlekałem w czasie niejako obawiając się, że początkowy czar pryśnie. Nie chodzi tu bynajmniej o zapędzenie AF w kozi róg za pomocą jakiejś rewelacyjnie i hiper-audiofilsko zrealizowanej płyty, a o lekką profanację Fontka za pomocą black/thrash metalu najgorszej maści.
Za narzędzie zbrodni posłużył mi album naszego rodzimego pomiotu Witchmaster o romantycznym tytule "Masochistic Devil Worship". Płyta, wydana przez polską wytwórnię Pagan Records, jak na nasze podziemno-metalowe warunki trzyma całkiem przyzwoity poziom realizacji. Przyznaję, że bardzo ten album lubię i znam go z każdej możliwej strony (wliczając w to wydania na różnych nośnikach).
Jednak to, co zrobił z płytą Ad Fontes wespół z Goldringiem 2200 po prostu... (przepraszam co wrażliwszych za stwierdzenie) zerwało mi gacie z d...y!!!
Takiego wykopu gitar, przestrzennych, opętańczych wrzasków i sprzężeń, tak dokładnie obijającej ryło perkusji nigdy wcześniej nie uświadczyłem! Miazga!

Płyta zabrzmiała, jakby wydał ją Warner czy inna Elektra za miliony $$$!
Przyczyną zmiany gramofonu na lepszy było to, że mój dotychczasowy drapak Technicsa niezbyt satysfakcjonująco radził sobie z muzyką klasyczną. Ad Fontes wydawał mi się idealnym wyborem do tego rodzaju dźwięków, ale teraz wiem też, że jest wręcz stworzony do metalu.
Przepraszam Pana Andrzeja, jeśli zawiodłem jego założenia i oczekiwania, co do wspaniałego projektu, jakim jest jego urządzenie. Ale jak już wspomniałem - takiego ciosa w twarz już dawno nie dostałem

Poniżej:
fot. 1: AF robi właśnie z płytą, co chce...
fot. 2: To, co mi zerwało z tyłka, w korespondencji z okładką albumu...