Bardzo interesująca konwencja- taka opowieść. Łykam jak pelikan i sobie myślę: Zaprawdę świetne mamy forum 
Wreszcie zrobię tu coś pożytecznego
Część III: KoncertWreszcie czas na
clou całej tej pisaniny.
SKEPTICISM ... Reszta jest milczeniem, chciałoby się rzec...
Występ tej kapeli (co już samo w sobie jest doćć rzadką atrakcją), którą wielbię niesłychanie, w tym wypadku był dla mnie obowiązkowy. Spieszę wyjaśnić, dlaczego.
Repertuar składał się z sześciu premierowych kompozycji, które podczas koncertu były rejestrowane na poczet nowego albumu oraz płyty DVD. Wierzcie mi, to będzie godny następca poprzednich wydawnictw! Oprócz tego zaprezentowali jeszcze dwa starsze utwory.
Dodatkowo, każdy uczestnik koncertu otrzymywał świeżutką reedycję pierwszej, dawno wyprzedanej 7" EPki zespołu.
Panowie zagrali tym razem w pięcioosobowym składzie, z drugą gitarą akompaniującą. Wiadomo, nagrywanie płyty rządzi się swoimi prawami, ale dzięki temu cała muzyka nabrała wspaniałej głębi.
Dla niewtajemniczonych słowo wyjaśnienia - zespół nie ma basisty, za to organista (tak, dokładnie) gra przy kontuarze (z lustrem - jak w kościele) na trzech klawiaturach. Niskie tony obsługiwane są stopami... W regularnym składzie kapeli jest też gitarzysta, bębniarz (posługuje się pałkami do kotłów, co powoduje bardzo rozmyte i miękkie brzmienie perkusji) oraz wokalista.
Brzmienie było bardzo dobre, potężne, selektywne, z dobrą stereofonią. Instrumenty nie zlewały się w bezładną papkę, wszystko było dokładnie słychać. Oczywiście aby cieszyć się najlepszym dźwiękiem, trzeba było znaleźć odpowiednie miejsce wśród publiczności. Znajomi pukali się w czoło, że polazłem gdzieś do tyłu, ale po kilku minutach stali obok mnie ze zdziwioną miną, bo pod sceną jakoś tak dudni, a tu tak fajnie słychać... Ktoś porządnie przyłożył się do adaptacji akustycznej tamtej sali.
Dla porządku wspomnę jeszcze, że sala pomieściła 180 osób, była wypełniona, ale bez ścisku.
Zdjęć z tego wydarzenia mam niewiele, wszystkie zrobione po koncercie (wybaczcie jakość, ale robiłem je telefonem). Właściwie chyba nikt nie fotografował podczas występu. Chociaż może jednak nie zwróciłem na to uwagi, bo przez prawie cały czas stałem pogrążony w amoku, z zamkniętymi oczami. Kurde, poczułem się, jak na własnym pogrzebie
